Koniec zapisów do Radomia!
2016-02-13Po drugiej stronie życia – spotkanie z Andrzejem Duffekiem i Jarosławem Mańką
2016-02-19Przerwa zimowa między rundami trwa w nieskończoność, po niektórych widać że ich już nosi aby ligowa karuzela w końcu odpaliła, co daje przełożenie we frekwencji na różnego rodzaju turniejch czy też meczach przyjaciół. Nasza liga rusza dopiero za trzy tygodnie, wolny łikend sprawia, że postanawiamy się wybrać z Naszymi braćmi z Szekesfehervaru na wyjazdowy mecz ligowy do Budapesztu z Ujpestem. Dobra kibicowsko ekipa, oraz ich zgoda z Pogonią Szczecin, dodają smaczku tej konfrontacji. Każdy zainteresowany mota sobie transport na własną rękę i świtem w sobotę ruszamy w kierunku stolicy Węgier. Łapiemy się wszyscy po drodze, łącznie 45 osób wraz z Chemikami. Podróż całkiem znośna, ale fakt iż w kilku województwach rozpoczęły się ferie szkolne, sprawia że dużo rodaków wyjeżdża z kraju na wypoczynek, co powoduję mega kolejki na stacjach przed granicą, i długie oczekiwanie na zakup winiet do sąsiednich krajów. To sprawia, że zaczynamy mieć małą obsówę czasową. Vidi główną grupą podróżują na mecz pociągiem. Plan był taki, żeby dołączyć do nich po drodze, dosiąść się i razem dojechać do Budapesztu, ale ponieważ robiło się późno musieliśmy nie co zmienić plany. Ustawiamy się z tymi którzy podróżują autami pod Budapesztem i razem dojedziemy na stację w stolicy Węgier, gdzie już będzie grupa pociągowa Red-Blue Devils. Czekają na nas w knajpie koło dworca na którym wysiedli. Przed samym Budapesztem widzimy jak na stacji benzynowej „burki” spisują załogę kilku samochodów, ale kto to był ciężko powiedzieć. My się spotykamy kawałek dalej z Naszymi kumplami i lecimy na umówione miejsce, tam już czeka cała główna grupa Vidi Fans, witają Nas tradycyjnie… Palinką i piwkiem, które po wielogodzinnej drodze smakuje nadzwyczaj dobrze. Gdy już ugasiliśmy pragnienie, pora ruszać na stadion. Podróż długa, około godziny dwoma liniami metra ale ze śpiewem i zabawą, potem jeszcze trzeba było ze stacji dobry kawałek przedrałować z buta. Cała droga w sporej obstawie mundurowych i nawet nie było po drodze napinaczy, jak to często na Węgrzech bywa. Okolica średnio „piękna” i na to wychodzi że chyba tylko centrum stolicy jest dość ładne i odremontowane, gdyż przy okazji innego meczu byliśmy po drugiej stronie miasta która też do najpiękniejszych nie należała. Jest raczej zaniedbana i zniszczona. Okolica stadionu Ujpest raczej robotnicza, przed samym wejściem po drugiej stronie ulicy jakaś fabryka, kominy i stare budynki. Stadion za to widać że nowy i ładnie zrobiony, mały ale klimatyczny, w większości zadaszony, jupitery, jednym zdaniem – taki by nam starczył. Co do samego meczu, na trybunach ludzi mało jak na najwyższą klasę rozgrywkową i drużyny które powinny walczyć o mistrza, na całym obiekcie koło 3-4 tys. W młynie Ujpest za to reprezentuję się całkiem przyzwoicie, koło 1000 dopingującyh, kilka płócien, flag Pogoni jednak nie stwierdzono. Co do Vidi to jest Nas łacznie koło 300 osób. Prowadzimy doping praktycznie przez cały mecz, urozmaiceniem były dwie duże flagi na kijach. Miejscowi również mieli machajki na wyposażeniu, w drugiej połowie odpalili świece dymną, jednak na sektor szybko wpadła ochrona i ją ugasiła, w ogóle ma się wrażenie ze tam na meczach ochrona jest bardziej spięta niż psiarnia. Samo wchodzenie już nie jest tak ekspresowe jak miało to miejsce wcześniej, teraz obowiązują listy imienne i trwa to znacznie dłużej, sprawdzanie po trzy razy i wyciąganie wszystkiego z kieszeni co raz bardziej przypomina wchodzenie na stadion w naszym kraju. Mecz kończy się wynikiem 1:0 dla miejscowych. Po spotkaniu nie jesteśmy trzymani na sektorze, wypuszczają Nas pod stadion, tam zbijają w grupę i ruszamy w kierunku metra, spokojnie z dużą obstawą docieramy do stacji. Jedna, druga linia i przesiadka na pociąg. Na dworcu,można zaopatrzyć się w coś do picia i jedzenia. Po czym podjeżdża pociąg i jedziemy na stację do parkingu gdzie mamy zaparkowane samochody, a reszta fanów Vidi podróżuję do samego Fehervaru. Żegnamy się, szybkie zakupy w pobliskim sklepie i ruszamy w drogę powrotną, która mimo nocy mija szybko i sprawnie z niewielką liczbą szybkich postojów. Pogoda na Węgrzech jak i wszędzie, zimno i mokro, wobec czego większość całą drogę przesypia. Najgorszy odcinek dla kierowców to ostatnie kilometry przez Polskę, a to ze względu na panującą bardzo gęstą mgłę. Na szczęście każdy jakoś dał radę i w Świętym mieście meldujemy się po ponad dobie, czyli w niedzielny poranek. Podsumowując, każdy kto się wybrał, pewnie spodziewał się czegoś „więcej”, ale wyjazd dość klimatyczny i myślę że będzie co wspominać. Videoton & Racovia.