Startujemy w Rybniku!
2014-06-27Z Jagą przy Limanowskiego
2014-06-30Mamy krótkie podsumowanie tego co działo się w zeszłej rundzie, pisane „lekkim piórem” jednego ze szturmowców imperium :). Zachęcamy do lektury, niebawem cześć druga zapowiadająca jesień.
Wiosnę zaczeliśmy późną jesienią w Kaliszu. Przed tym meczem, wiele osób miało apetyt na zwycięstwo i dobrą pozycję wyjściową w czekającej nas walce o utrzymanie w restrukturyzowanej lidze. Niestety poraz kolejny trzeba było przełknąć gorycz porażki, która jak się okazało, była epilogiem całej wiosny. Wiosny, która przypominała te, z kilku ostatnich lat. Gdzieś znikła wola walki, zaangażowanie, boiskowa złość, mobilizacja. Każdy mecz, można było podsumować krótko, dwie godziny przed meczem grupa klonów wchodziła uśmiechnięta do szatni, póżniej 90 minut próbowała snuć się po boisku a godzine po meczu ,znów usmiechnięta cała grupa rozpływała się po mieście i okolicach, nagle wykazująć pełne zangażowanie czy to w obszarze Galerii czy też częstochowskich tancbud.
Zresztą, żaden się z tym nie ukrywał a nawet czasem spotykając ich przed wejściem do takiego przybytku, miało się wrażenie, że ma się przed soba gwiazdę formatu Messiego???
Ale od początku – przerwa zimowa była gorąca, transfery, wzmocnienia, pełne optymizmu spotkanie w Cinema City i zimny prysznic przy L83 w meczu z drużyną ze Zdzieszowic, która przyjechała na mecz złożona z zawodników trzecioligowego LZS Leśnica. Ależ to musiała być niespodzianka dla naszych grajków, tak się zdziwili, że aż mecz przegrali. A że długo nie mogli się z tego zdziwienia otrząść, więc pierwsze trzy punkty zgarneliśmy przy zielonym stole kilka kolejek później. Ogólnie cały sezon można określić krótko , sławnym już cytatem z Sienkiewicza – Ch”’j, dupa i kamieni kupa???
Po takim epickim fail’u, każdy spodziewał się radykalnych decyzji, bo widać było, że „europejskie czytaj profesjonalne” podejście sztabu szkoleniowego do kopaczy z prowincjonalnej ligi spowodowało, że weszli oni Jurkowi na głowę i nikt nie wie jak zaprowadzić ład i porządek.
Niestety nikt nie miał jaj i nie pogonił tego towarzystwa wzajemnej adoracji do pracy, czego skutkiem było zbliżające się wielkimi krokami widmo zajęcia miejsca pod czerwona kreską. A że piłkarze też czuli się panami sytuacji, jeżdzili sobie na te wycieczki po Polsce, zwiedzali, bawili, ogólnie świętnie spędzali czas. Jedynym minusem było to, że ich zmuszano do wybiegnięcia na 90 minut na boisku, co było niefajne, nie cool bo musieli w szatni zostawić swoje najki, torebki i okulary a’la Topgun. I tak mijały tygodnie sielanki, w klubie cały czas weszyscy mówili jest OK., piłkarze przed każdym meczem mobilizowali się do wieczornych baletów a kibice ściskali kciuki czy zaliczą jakąś blaszkę i liczyli ile punktów musimy zdobyć by się utrzymać. A, że z matematyki wszyscy są dobrzy więc przed meczem z Jarotą było już wiadomo, że bez pomocy innych lecimy ze szczebla centralnego, gdzie czekała tak przez wszystkich wyśmiewana Skra. No ale z Jarotą wygraliśmy i czekał nas ostatni akord sezonu z Bytovią, która przyjechała wesołym autobusem, na boisku urządziła sobie piknik i ogólnie krzywdy nie chciała nam zrobić. Statystycznie Raków grał 11 na trzech ale było jedno ale??..nasze gwiazdy z matematyki tak dobre nie są, więc wyszły przekonane, że remis jest OK i przyłączyły się do pikniku.
I tak wpadliśmy w trzecioligowe bagno. Ale z jakim hukiem. Kordon białych kasków chronił budynek jakby co najmniej grupa talibów chciała go wysadzić w powietrze. Piłkarze uciekali bocznym wejściem, prezes zamknął się w sobie a trener???tak naprawdę nikt z klubu nie miał jaj by wyjść i powiedzieć nawet proste przepraszam???