Odszedł jeden z Nas
2020-03-23W tym ciężkim dla sympatyków futbolu czasie mamy dla was rozmowę z Jackiem Magierą. Opowiedział nam o swojej przygodzie z Rakowem, wielu fascynujących meczach z lat 90, swojej obecnej funkcji w młodzieżowej reprezentacji i o kilku innych wątkach ciekawych nie tylko dla fanów Rakowa ale całej piłkarskiej społeczności. Miłej lektury.
Na początek chciałem zapytać, jak wygląda życie Jacka Magiery podczas epidemii która dotyka w tej chwili świat. Ze zdrowiem wszystko w porządku ? Jak radzisz sobie z brakiem meczów czy zgrupowań ?
Jeżeli chodzi o zdrowie, całej tutaj naszej rodziny to dziękuje, wszystko jest ok. Jesteśmy w tej chwili ok.30-40 km od Warszawy w miejscu bardzo zacisznym. Oczywiście cała ta nasza praca została przeorganizowana, to jest normalne. Do południa dużo czasu poświęcam dzieciom, odrabiamy prace domowe, uczymy się, natomiast robię też wszystkie rzeczy, które są związane z moją pracą trenerską czyli z reprezentacją Polski. Codziennie mamy wideokonferencję ze sztabem, ok 2.5 godziny rozmawiamy, rozdaje zadania na kolejne dni, dyskutujemy na tematy taktyczne. Jesteśmy w trakcie tworzenia nowej reprezentacji u-19 (rocznik 2002), dlatego kontaktujemy się teraz z wybranymi zawodnikami. Zawodnicy dostali od nas ankiety do wypełnienia z obszaru społecznego, sportowego czyli techniczno – taktycznego, a także motorycznego, co ma na celu dla nas bliżej poznać ich i ich punkt widzenia. To wszystko w tej chwili analizujemy, sytuacja w której się znajdujemy gdzie nie możemy oglądać meczów, spotykać się z nimi zmusiła nas do tego, że rozmawiamy tak jak my teraz czyli przez internet. Chcemy wiedzieć jak zawodnicy przechodzą tę pandemię, jak pracują indywidualnie, jakie dostali zadania jeżeli chodzi o pracę w klubie. Wiemy, że dzisiaj nie można „włączyć silnika” , jeżeli ktoś to zrobi, to oczywiście odbije się to za kilka tygodni, miesięcy. Patrzymy co się dzieje dookoła, wiadomo, że my patrzymy przez swój pryzmat, natomiast sport nie jest na tyle ważną dziedziną w obliczu tej pandemii, żeby stawiać to na pierwszym miejscu. Dzisiaj najważniejsi są lekarze, ludzie którzy walczą z tym bezpośrednio. Chcemy natomiast robić wszystko, żeby ten czas nie poszedł na marne, jeżeli ktoś tylko chce, to na pewno odpowiednio się rozwinie przez ten okres. Lubię kontakty z zawodnikami, spotykać się z nimi, rozmawiać, teraz niestety tego nie ma więc tylko taka rola nam została.
Można więc powiedzieć, że obecnie praca jest dużo bardziej skomplikowana, niż jeżeli odbywała się w normalnych warunkach? Jakieś nowe pomysły muszą co chwilę do głowy wpadać?
Nowe pomysły wpadają do głowy, oczywiście, dużo rozmawiamy, my dzisiaj ze sztabem to co już powiedziałem, rozmawiamy ze sobą codziennie po 2-3 godziny, analizujemy wiele sytuacji, tworzymy nowe ustawienia, systemy gry. Wiadomo, że to nam nie zastąpi treningu, praktyki, natomiast to też nas rozwija, to też rozwija gdzieś nowe horyzonty, nowe spojrzenie na piłkę nożną. Jest to trudne, no ale nie użalajmy się nad sobą, to jeszcze sporo potrwa, praca trenerska jest głównie widoczna na boisku ale ten czas też jest potrzebny, też jest po coś.
Chciałbym, żebyś pokrótce opisał Twoje początki z piłką. Każdy wie, że jesteś wychowankiem Rakowa, ale…no właśnie, było jeszcze coś takiego jak Hutnik, opowiedz proszę jak to wyglądało.
To jest tak, Hutnik to pamiętam przez mgłę, co by nie powiedzieć to był jednak klub, bodajże Jan Swojewicz tam działał, były sędzia, a później też trener drużyn młodzieżowych Rakowa. Założył taki klubik, wydaje mi się, że nie sam, ale nie pamiętam innego nazwiska. Ten klub miał miejsce w pawilonie na ulicy Jesiennej, obok szkoły nr 49, tam była siedziba, nie jestem w stanie powiedzieć czy my jakiś trening w ogóle odbyliśmy wspólnie na boisku. Więc podsumowując, coś takiego było natomiast bardziej kojarzy mi się to z tego, że się spotykaliśmy i rozmawialiśmy, ale o czym to nie pamiętam. Pierwsze swoje piłkarskie kroki postawiłem w Rakowie w 1984 roku i wytrzymałem 2 treningi, potem miałem dwuletnią przerwę, następnie znów zapisałem się do klubu, tam byli trenerzy Foryś, Matusz, Swojewicz, Małoszyc. Wytrzymałem znowu miesiąc, a na dobre zacząłem trenować w 87 roku i od tamtej pory już zostałem do 96 roku jako zawodnik, który przeszedł wszystkie szczeble jeżeli chodzi o szkolenie. Zacząłem grać bardzo późno w piłkę, bo w wieku 10 lat, dzisiaj zaczynają 6, 7 latkowie. Wtedy było więcej gry na podwórku, mieliśmy takie boisko, którego dzisiaj nie ma bo w jego miejscu stoi wcześniej wspomniana szkoła nr 49, tam był wtedy plac budowy. W 1982 r., kiedy były Mistrzostwa Świata w Hiszpanii to był nasz plac gdzie graliśmy, bramka była zrobiona z desek i jednego drzewa, jedna połowa była pod górkę, druga z górki. Mam nawet gdzieś zdjęcie z tych czasów dziecięcych na których widać jak gramy jakieś spotkanie, to była jednak zabawa natomiast taki poważny trening zaczął się wtedy, kiedy trafiłem do grupy trenera Dobosza.
W Rakowie rozegrałeś wiele spotkań, jak już wcześniej wspomniałeś na wszystkich szczeblach młodzieżowych a także w dorosłej drużynie, czy są wśród nich takie, które szczególnie utkwiły Ci w pamięci, zarówno jeżeli chodzi o czysto piłkarskie wspomnienia jak i te dotyczące atmosfery na stadionie i całej otoczki wokół meczu.
Dużo meczów mi utkwiło w pamięci. Pierwszy mecz, który zagrałem w barwach Rakowa to mecz z ŁKS-em Łódź, byłem wtedy 11-latkiem, pojechaliśmy do Łodzi, przegraliśmy 1-4. Następny mecz który pamiętam to jak pojechaliśmy wspólnie z naszą drużyną juniorsko – trampkarską na Stadion Narodowy czyli wtedy na Stadion Śląski w Chorzowie i oglądaliśmy mecz Górnik Zabrze – Real Madryt, gdzie Hugo Sanchez strzelił gola z rzutu karnego i zrobił potem tego swojego fikołka. To były dla nas wydarzenia nie do zapomnienia. Pamiętam każde swoje spotkanie, wiadomo jedne lepiej inne trochę gorzej. Jak debiutowałem w Rakowie to był marzec… nie marzec, to był maj, jako 16-latek w meczu z Wartą Poznań, wygraliśmy wtedy 3-0, w ówczesnej Warcie grał np. późniejszy selekcjoner, który prowadził kadrę w 2 meczach – Krzysztof Pawlak. Ja jak już mówiłem miałem wtedy 16 lat, Andrzej Wróblewski miał 34 i to była taka można powiedzieć wymiana pokoleniowa. Tydzień po meczu z Wartą zagrałem w Gdyni z Arką, gdzie strzeliłem swojego pierwszego gola, prowadziliśmy 1-0 po akcji z Piotrkiem Bańskim, akcja gdzie piłkę prowadziłem praktycznie od połowy boiska i strzeliłem do pustej bramki po wymianie podań właśnie z „Baniakiem”. Debiut w Ekstraklasie ze Stalą Mielec – na prawej pomocy, dlaczego trener Kokott ustawił mnie wtedy na tej pozycji? Nie wiem, ale wykazał się wtedy dużą odwagą bo właśnie u niego zadebiutowałem w takim wieku w najwyższej klasie rozgrywkowej. Pamiętam pierwszego gola w 1 lidze, też ze Stalą Mielec, gdzie Wyparło został pokonany strzałem z 20 metrów w samo okienko przeze mnie, ja wtedy nie trenowałem miesiąc czasu bo miałem problemy z kolanem i dzień po tym meczu pojechałem do Piekar Śląskich, gdzie miałem operację, a dokładniej wyciętą łękotkę. Kolejne wspaniałe wspomnienie to mecz w Olsztynie, który dał Rakowowi utrzymanie w lidze i powrót z tego meczu, który normalnie powinien trwać 5 godzin a trwał 11. Co stacja benzynowa, co jakaś restauracja to drużyna się zatrzymywała i świętowała to utrzymanie. Potem pamiętam jak przyjechaliśmy około 5 rano do Częstochowy to na stadionie czekała grupa naszych kibiców, która dziękowała nam za to, że utrzymaliśmy się w Ekstraklasie.
Mecz z Lechem Poznań, który wygraliśmy 2-0, strzeliłem dwie bramki głową, miałem wtedy serie bodajże 6 meczów w których strzelałem co najmniej jednego gola. To były piękne chwile jako zawodnika, natomiast pamiętam też wiele takich meczów, które miały miejsce jak byłem bardzo młodym człowiekiem i kibicem Rakowa. Najlepsza atmosfera jaką pamiętam to był rok 1990, kiedy Raków grał w niedziele o 11 z Widzewem Łódź. Mgła taka, że praktycznie nic nie było widać i czerwono-niebiescy przy stadionie nabitym do granic możliwości, jeszcze nie było tej podniesionej trybuny od strony Huty, wygrali 1-0 po golu Sławka Palacza, który bramkarzowi Zajdzie wybił piłkę z rąk głową, to było cwaniactwo Sławka. Wspaniały klimat, wszyscy kibice przyszli na stadion praktycznie prosto z kościoła, takich meczów się nie zapomina, ja wtedy stałem za bramką, tam gdzie jest teraz młyn fanów Rakowa, zazwyczaj właśnie w tym miejscu oglądałem mecze, właśnie z tej perspektywy najbardziej lubiłem patrzeć, jak zawodnicy poruszają się po boisku. Pamiętam każdy mecz w którym podawałem piłkę i można było wejść w trakcie przerwy na boisko i strzelić na siatkę. Kiedyś nie było orlików tak jak są teraz dostępne więc to było dla nas coś wielkiego. Mecz w derbach Częstochowy, który oglądałem w roku 84 czy 85, warto byłoby to sprawdzić. Raków w 2 lidze grał z beniaminkiem Skrą, mecz „pod kasztanami” czyli na ul. Grunwaldzkiej obok Jasnej Góry. Kibiców mnóstwo, trociny porozsypywane na boisku bo tak było grząsko. Wygraliśmy ten mecz 3-2. Wtedy grał chyba Edward Bogucki, Zachara, wydaje mi się, że to jest ojciec Mateusza, grał Zbyszek Sołtysik, Grzegorz Podwysocki czy taki zawodnik, którego bardzo lubiłem Marszałek. W Skrze grał Nowak, Gawlik, w Rakowie jeszcze Śliwiak, Biskup, zawodnicy, którzy byli moimi można powiedzieć idolami i ja na te mecze chodziłem z wypiekami na twarzy. Spotkanie z Koroną Kielce w 2 lidze, Raków był beniaminkiem, potem spadł szybko z tej 2 ligi…Przyjechał wtedy z Koroną taki zawodnik, który grał także w czerwono-niebieskich barwach – Małolepszy. Pamiętam zegar, który był na prostej obsługiwany ręcznie i tam przy wyniku trzeba było wkręcać żarówki, one świeciły i był wtedy pokazywany wynik i tak samo były przestawiane minuty. Siedział tam przy tym zegarze na górze taki pan Piątkiewicz, Piątkowski …nie pamiętam jak dokładnie się nazywał, który przy wyniku niekorzystnym dla Rakowa np. jak było 0-0, a Raków potrzebował zwycięstwa to zatrzymywał ten zegar i 43 czy 87 minuta trwała 5,6 minut, jak Raków strzelał gola w 90 minucie, a tak często się zdarzało to od razu wskakiwała 94 minuta i on z tego zegara darł się do sędziego, że pora kończyć mecz. Tam był zawsze klimat, którego dzisiaj nie czuć, dzisiaj Raków gra w Bełchatowie, ten stadion jest porażką nas wszystkich i to co kiedyś było fajne, bo ten obiekt wyglądał jako tako normalnie tak dzisiaj nie ma szans, żeby takie sytuacje miały miejsce. Następna rzecz, która rzuciła mi się w oczy to drzewa, które były na prostej przy budynku klubowym. Było ich mnóstwo i porą jesienną, kiedy traciły liście to boisko było zasypane i mecze często były przerywane. Ja pamiętam ulice Obraniaka 83, chodziło się na Obraniaka, spiker mówił „witam wszystkich przy ulicy Obraniaka 83”. Dzisiaj oczywiście nam wszystkim kojarzy się to tylko z „Limanką”, z ulicą Limanowskiego, ale kiedyś to była zupełnie inna nazwa. Tych wspomnień jest mnóstwo i czasami jak tak się człowiek zastanowi, to gdyby to pospisywać to rzeczywiście ciekawe opowieści dookołameczowe by wyszły.
Miałeś przyjemność trenować pod okiem Jana Basińskiego, czy Zbigniewa Dobosza, nazwiska te powinien znać każdy kibic Rakowa, a jak Ty po latach wspominasz trenerów, z którymi rozpoczynałeś piłkarską przygodę?
To ilu zawodników wychował trener Dobosz pokazuje jak świetny to był trener. To był też specyficzny człowiek, który nie szedł w parze z ludźmi, którzy dowodzili w klubie. Pamiętam, jak wiele razy trener Dobosz był w sztabie pierwszego zespołu z trenerem Basińskim jako asystent, to dostawał zakaz wyjazdu ze zgrupowań pierwszej drużyny, a on mimo tego przyjeżdżał na treningi z dziećmi, nie przebierał się wtedy w dres, stał w garniturze, krawacie za salą na Rakowie, tam dzisiaj jest trawa, ale wtedy był żwir. On stał sobie w pewnym miejscu, wołał kapitana i mówił co teraz trzeba robić, jeżeli chodzi o wykonanie ćwiczenia. Fakt taki, że on zazwyczaj na treningach miał stuprocentową frekwencje świadczy o tym, że zawodnicy to kupowali. Zawodnicy szli za nim, zawsze motywacja była taka, że trener pytał, czy chcesz być zawodowcem, czy chcesz grać w piłkę. Dawał przykłady Jacka Mroza, którego prowadził, Kołaczyka, Brzęczka. Dla nas to były wzory do naśladowania i do każdego młodego zawodnika to trafiało. Trener Dobosz wyprzedził epokę jeżeli chodzi o trening pozycyjny, trening rozumienia gry, trening taki, który dzisiaj jest tzw. posturalnym, my mówiliśmy że jest to kamasutra, a to były treningi, które często wzmacniały mięśnie głębokie, obecnie robi się je na różnych przyrządach, których wtedy po prostu nie było. U niego żaden trening się nie powtórzył, zawsze było coś nowego. Był trudny, był bardzo trudny i nie ulega wątpliwości to, że gdyby jego relacje, kontakty z innymi ludźmi z otoczenia, czy może gdyby bardziej pewnych rzeczy słuchał to osiągnął by jeszcze więcej na arenie krajowej. Ja go bardzo dobrze wspominam, mimo że na początku wiele osób straszyło mnie nim, że to jest trener, który bardzo dużo wymaga, u którego jest dyscyplina, tak też było, ale nie przejąłem się tym. Dziś wiemy, że jednak bez tej dyscypliny do niczego wielkiego się nie dojdzie. Raków w ogóle miał bardzo dobrych trenerów, Basiński o którym wspomniałeś, człowiek też trochę innej epoki, dostojny, bardzo kulturalny, dobry człowiek taki, który był świetnym piłkarzem, z tego co pamiętam to grał w finale PP w 1967 roku, był znakomitym stoperem, ale potem bardzo dobrym trenerem. Pod jego wodzą Raków awansował z 3 do 2 ligi. Ta 3 liga to była wtedy bardzo mocna liga śląska i to był człowiek niesamowicie oddany klubowi. Do tej dwójki warto dodać trenera Turka, który był w większości przypadków asystentem, trenerem który pomagał, ale był też świetnym piłkarzem a co za tym idzie trenerem który czuje szatnie, czuje piłkarzy. No i trener Kokott, nie dość, że świetny trener to także bardzo dobry człowiek, z którym do dzisiaj mam kontakt. Zadebiutowałem u niego w 1 lidze, zdobyłem z nim Mistrzostwo Polski juniorów. Raków miał szczęście do trenerów, którzy byli wychowani w Częstochowie.
Czy obozy piłkarskie dla juniorów 30 lat temu były cięższe niż te w obecnych czasach? Jak bardzo zmienił się sposób szkolenia i dlaczego w klubach Ekstraklasowych coraz mniej wychowanków, czy młodzież nie ma teraz za dobrze ?
Pytanie czy nie powinna mieć dobrze, ale są inne charaktery, możliwości, wzorce. Obozy są zupełnie inne. Przecież my jak jechaliśmy na taki obóz to trenowaliśmy 4 razy dziennie, przed śniadaniem bieganie 2x 15 minut, po śniadaniu była hala na której robiliśmy różnego rodzaju strumienie, po południu gra, po kolacji była jeszcze technika, siatkonoga, inne takie rzeczy. Tam nikt nie mówił wtedy o zmęczeniu, wyjście na zewnątrz to była jedyna atrakcja. Dzisiaj zawodnik schodząc do szatni może obejrzeć sobie mecz w którym zagrał. Wcześniej żeby dowiedzieć się jakie były wyniki meczów naszej grupy 3 ligi to trzeba było czekać do środy jak doszła „Piłka Nożna” albo siedziało się z kartką przy Radiu Katowice i spisywało wyniki. Inny świat jest zupełnie, trening też się zmienił. Kiedyś wiele rzeczy robiło się na WF-ie, skakało się przez kozła, robiło gwiazdy, dziś w klubach się tego nie robi bo ludzie nie są do tego przygotowani. Kiedyś, kiedyś. …nie lubię tego słowa, no ale kiedyś dziecko bawiło się od rana do wieczora na dworze, przychodziło się do domu, jadło chleb z cukrem, popijało wodą z kranu i nikt na nie chuchał. Dziś boimy się, że się spoci, zmęczy.
Najlepszy wynik Rakowa w Ekstraklasie to 8 miejsce. To był szczyt tego, co mogliście wtedy osiągnąć, czy może czuć było pewien niedosyt?
W pierwszym sezonie my rzutem na taśmę utrzymaliśmy się w lidze, Raków od początku był cały czas na ostatnim miejscu, trener Dobosz był wtedy szkoleniowcem, dwa ostatnie mecze na jesień dały nam nadzieje na to, że może to jednak wyglądać lepiej. Zwycięstwo 2-1 z Wartą Poznań po golu głową w 90 minucie Krzyśka Stępnia i potem też po golu tego zawodnika wygrana u siebie ze Stomilem. Później nastąpiła zmiana trenera – z Dobosza na Kokotta, bodajże 3 dni przed pierwszym meczem na wiosnę. Byliśmy na obozie w Poraju, był tam wtedy ośrodek hutniczy „Hutnicza radość”. Tam przyjeżdżaliśmy na zgrupowania. Ja wtedy odbierałem negatywnie tę zmianę, z racji tego że byłem jednym z najmłodszych zawodników. Muszę jednak powiedzieć, że drużyna dostała wtedy takiego pozytywnego kopa, szybko złapaliśmy wspólny język z trenerem Kokottem i my tę 1 ligę wyszarpaliśmy, do ostatnich kolejek trwała walka. Ja do dziś pytam trenera Kokotta, jaką on dużą odwagą się wykazał, że wtedy mnie, jednego z najmłodszych wystawił w najważniejszym meczu w Olsztynie, gdzie musieliśmy wygrać, żeby się utrzymać i on odpowiada: dlatego cię wystawiłem, bo wiedziałem, że wykonasz te zadania które ci powierzyłem. To był wielki sukces tego zespołu. Wracając jeszcze do tego gdzie trenowaliśmy, to było to boisko na Kucelinie, obok stał dom w którym mieszkał Andrzej Kretek, który trafił później do Rakowa, też za trenera Kokotta. Ja jakiś czas temu będąc w Częstochowie i mając kilka godzin wolnego czasu pojechałem sobie szlakiem mojej kariery czyli do Olsztyna, gdzie trenowaliśmy na górkach, gdzie wbiegaliśmy pod górkę, tam trenowaliśmy w lesie. Jakby ktoś dziś popatrzał na te treningi to powiedziałby, że jest to abstrakcja. Trener Dobosz wieszał w lesie siatki na drzewach i my graliśmy normalnie zawodnicy przeciwko drzewom. Trzeba było wykazać się percepcją, sprytem, rykoszetów było tysiące. Dziś ktoś by powiedział, że polska myśl szkoleniowa jest tragiczna, ale on wychował zawodników dobrych technicznie, zawodników myślących, którzy wiedzieli co robić. Następna rzecz jest taka, pojechałem na Kucelin – załamałem się patrząc na to co tam zastałem, po pierwsze to nie mogłem tego boiska w ogóle znaleźć, chaszcze, drzewa wyrośnięte, wygląda to tak, jakby tego boiska tam w ogóle nie było a z sentymentem patrze na dwa zdjęcia z meczów centralnej ligi juniorów, które były tam rozgrywane. Mecze z GKS-em Katowice, Górnikiem Zabrze, odbywały się tam też sparingi pierwszego zespołu. Czy mogliśmy więcej osiągnąć? Wydaje się, że w tym pierwszym sezonie tak, ta drużyna była blisko Pucharu Intertoto. Natomiast klub nie był w ogóle przygotowany w żadnym momencie na to, żeby grać w europejskich pucharach. Nie mówię już tutaj o bazie, nie mówię o tym, że drużyna nie dałaby rady osiągnąć lepszego wyniku, ale mentalność działaczy nie była wtedy taka, żeby za wszelką cenę osiągnąć coś więcej, bo Raków uczył się dopiero zawodowstwa jeżeli chodzi o piłkę, to byli zawodnicy, którzy najpierw byli zatrudnieni w hucie na etacie instruktora sportu i Raków po jakiś tam meczu w 90 roku został zaproszony na hutę aby zrobić sobie wycieczkę. Ówczesny prezes huty powiedział, że jeżeli mecz nie będzie wygrany to zawodnicy będą pracować do 15, a potem będą trenować, ale zostawmy to bo skaczę z tematu na temat.
Był pewien epizod już w XXI wieku, kiedy trafiłeś do naszego klubu na zasadzie wypożyczenia z Legii. Opowiedz proszę o tym?
To był 2006 roku. Trafiłem do Rakowa z Legii. W 2005 roku dokładnie 19 grudnia poddałem się drugi raz operacji kolana, wcześniej miałem być zawodnikiem w Norwegii i Szwecji, ale właśnie ze względu na kontuzje nie doszło to do skutku. Miałem propozycję z Ruchu Chorzów, Polonii Warszawa, Górnika Łęczna, natomiast ja wiedziałem, że już długo nie pogram, powoli byłem nastawiony na pracę trenerską i przypomniałem sobie, że kiedyś powiedziałem, że zagram jeszcze w Rakowie i tak też się stało. Klub był wtedy w bardzo trudnej sytuacji, zawodnicy grali w koszulkach, które ja kupiłem, były to takie koszulki z napisem 85 lat Rakowa nad herbem, na rękawku jest chyba też napis Magic Sport. Początek mieliśmy trudny, organizacyjnie klub wyglądał słabo, odbudowywał się powoli. Przychodziłem do klubu, gdzie nie było łatwo. Pierwszy mecz chyba z Walką Zabrze zremisowaliśmy 0-0, potem pojechaliśmy do Opola na Odrę, przegraliśmy 0-3 gdzie ten mecz powinniśmy wygrać, zaczęło się wszystko lepiej układać po wyjeździe na Gawin Królewska Wola gdzie wygraliśmy 2-0, ja tam strzeliłem pierwszego gola i potem już poszło. Wygrana 2-0 w Zielonej Górze, gdzie zdobyłem dwa gole, wygrana 5-0 na Arce Nowa Sól no i zaczęło to fajnie wyglądać. Odszedłem. Potem trafiłem jeszcze do Cracovii, dosłownie na miesiąc czasu. Już wtedy wiedziałem, że od nowego sezonu pójdę do Legii jako jeden z trenerów pierwszego zespołu.
Mimo, że w kadrze narodowej do lat 17 byłeś kapitanem, to w dorosłej reprezentacji nigdy nie było dane ci zadebiutować. Czy masz za to żal do któregoś szkoleniowca? Dlaczego akurat do Pawła Janasa ?
Tam na Wikipedii jest błąd. My zdobyliśmy Mistrzostwo Europy w 93 roku, później 4 miejsce na Mistrzostwach Świata w Japonii, kapitanem był Kukiełka, ja byłem vice-kapitanem, to tak w gwoli wyjaśnienia, ale byłem za to kapitanem reprezentacji olimpijskiej. Powiem tak, w reprezentacji Polski grali ode mnie lepsi, ale grali też słabsi, to jest normalne. Był taki moment w 2003 r., gdzie ja zasługiwałem na powołanie, byłem wtedy w bardzo dobrej formie, grałem wszystkie mecze w Legii, byłem wyróżniającą się postacią, oczywiście trenerem był wtedy Paweł Janas, którego znałem z reprezentacji olimpijskiej. Żal był, nadal jest że nie dostałem tego powołania natomiast nie jest to coś takiego co mogę uznać za swoją porażkę, przyjąłem to do wiadomości, chociaż mogę powiedzieć, że jest chyba jedyna rzecz, której mi brakuje w mojej karierze, przygodzie z piłką. W reprezentacjach młodzieżowych zagrałem oficjalnie 99 meczów i ten mecz w pierwszej reprezentacji byłby na pewno zwieńczeniem tego wszystkiego. W polskiej piłce klubowej osiągnąłem wszystko, jako zawodnik z Legią zdobyłem 2 razy Mistrzostwo Polski, Puchar Polski, Superpuchar Polski, Puchar Ligi. Potem jako trener zdobyłem MP, mam też na Wikipedii przypisany Puchar, ale ja sobie go w żaden sposób nie biorę do serca bo zwolniono mnie wtedy, kiedy mieliśmy do finału jeszcze dwa mecze.
Skończyłeś karierę zawodniczą dość młodo, czy jedynym powodem była chęć zostania trenerem? Przecież kilka lat grania było jeszcze przed Tobą.
Czułem, że to już nie jest to, że jestem po części wypalony, że to już mi nie sprawia radości. Ja po 10 latach gry w Legii zawsze grałem o mistrzostwo i tam zawsze liczyło się zwycięstwo, gdy trafiłem do Cracovii to byłem załamany, że w tym klubie jak na 5 meczów wygrało się 1 a 2 zremisowało to jest dobrze, do mnie nie docierało, że w taki sposób można w ogóle myśleć.
Czułem też, że ci zawodnicy, którzy są młodsi, są szybsi, bardziej dynamiczni, są po prostu w wielu aspektach lepsi i tutaj nie chciałem za wszelką cenę gdzieś tam odcinać kuponów, grać, iść do jakiejś słabszej drużyny, wchodzić na 10, 15 minut, uważałem ze mi to nie przystoi. Następna sprawa to właśnie moja chęć zostania trenerem i wiedziałem, że czym szybciej zacznę to będzie dla mnie lepiej, a także lepsze będzie dla mnie to, że zostanę z boiska zapamiętany jako piłkarz, który zawsze walczył o najwyższe cele. Kształcić zacząłem się dużo wcześniej, miałem taką umowę z Mariuszem Walterem – ówczesnym właścicielem Legii, że jeżeli tylko podejmę decyzję o zakończeniu kariery to jestem mile widziany w stołecznym klubie jako trener i z tego oczywiście skorzystałem. Przez 9,5 sezonu byłem przy pierwszej drużynie Legii, pracowałem z różnymi trenerami, uczyłem się, odpowiadałem za młodzież, za ich wychowywanie, pracę z nimi w różnych obszarach. Następnie poszedłem do drugiego zespołu na 1,5 roku, po tym czasie miałem roczną przerwę w prowadzeniu drużyny, wyjeżdżałem na staże, uczyłem się, odpocząłem od wszystkiego, trafiłem do Zagłębia Sosnowiec na 2 miesiące po czym znów wróciłem do Warszawy, a co było potem to każdy, kto interesuje się piłką już wie.
Na twoim profilu na facebook’u jest mnóstwo zdjęć z piłkarzami, szczególnie z Częstochowy, z którymi widujesz się często poza boiskiem lub na turniejach przez nich organizowanych. Nie każdy trener może się pochwalić tak dobrym kontaktem z zawodnikami, jakimi wartościami kierujesz się podczas szkolenia piłkarzy, że powodują one między wami taką „chemię”?
Od zawodników których prowadziłeś lub z którymi miałeś okazję grać na boisku a są od Ciebie młodsi na temat Jacka Magiery można usłyszeć – ojciec, kumpel, brat, przede wszystkim znakomity trener.
Też mogę to powtórzyć – trener, kumpel, brat, zależy kiedy, co i jak. Tutaj na pewno bardzo ważne jest poznanie zawodnika, wzbudzenie zaufania, to aby szanować siebie nawzajem i to jest kluczem do dobrych relacji z piłkarzem. Jest wielu chłopaków, z którymi do dzisiaj utrzymuje kontakt. Ci, których obecnie prowadzę a są młodsi ode mnie o 15, 20 lat podobne rzeczy zapewne mogą powiedzieć. Zawsze wymagałem dużo, bardzo dużo od zawodników i nie robiłem tego krzykiem czy zakazami tylko wyborem, tłumaczeniem, pokazywaniem drogi. To jest najważniejsze, bo jeżeli coś robisz pod przymusem albo ze strachu to nie osiągniesz sukcesu. Jeżeli coś robisz świadomie i wiesz, po co to robisz, to tylko dla ciebie lepiej. Wielu jest takich, którzy po 10 latach dopiero zrozumieli to, co do nich mówiłem, natomiast ważne jest to, żeby takie sytuacje przekazywać. Dla mnie dyscyplina to nie jest krzyk, to nie jest stanie z kijem, dyscyplina to po prostu robienie tego, co w danej chwili jest stosowne.
Czy po zakończeniu kariery piłkarskiej otrzymałeś kiedykolwiek propozycję pracy w Rakowie?
Muszę powiedzieć uczciwie, że w ostatnich 6 latach, trzy, cztery razy dostałem propozycję pracy na Limanowskiego. Były rozmowy mniej i bardziej luźne, mniej i bardziej konkretne.
Dlaczego więc nie ma Cię w naszym klubie?
Tak jak wszyscy widzimy, na początku była praca w Legii przy różnych trenerach, potem było prowadzenie pierwszego zespołu. Obecnie jestem trenerem reprezentacji do lat 19, jeszcze do wczoraj do lat 20. Wszystko przed nami, zobaczymy co pokażę czas.
Ciekawi mnie, czy bardziej „leży” Ci praca z reprezentacją narodową czy może z klubem? Nie pytam tu oczywiście o wynagrodzenie 🙂 a o możliwości robienia tego co się kocha w odpowiedni dla siebie sposób.
Specyfika pracy jest zupełnie inna, najlepiej świadczy o tym fakt, że przy pracy w kadrze zawodnika możemy kształtować tylko raz na jakiś czas. Nie da się tego porównać, piłkarza w klubie mamy codziennie, 24 godziny na dobę, możemy pracować każdego dnia nad różnymi aspektami. Tutaj skupiamy się bardziej na wyselekcjonowaniu zawodników, natomiast też jest to praca bardzo rozwojowa. Dzisiaj pracując w reprezentacji mamy więcej czasu na przygotowanie się do różnego rodzaju treningów, meczów, zgrupowań. Ja wiem, że do klubu kiedyś wrócę, kiedy to będzie? Nie wiem, dzisiaj nie chcę składać żadnych deklaracji.
Cyklicznie pojawiasz się w Częstochowie podczas organizowanych turniejów gry w siatkonogę. Skąd u Ciebie od lat taka pasja do takiego właśnie sposobu grania w piłkę?
Zawsze lubiłem grać w siatkonogę, był taki moment, że nikt nie mógł mnie pokonać, wygrywałem praktycznie wszystkie mecze. Dzisiaj już taki dobry nie jestem, można powiedzieć, że wyłączyłem silnik. Nie podjąłbym już walki z tymi najlepszymi, którzy grali na salce na Rakowie, mistrzem w tym jest Artur Lampa, to jest gość, który robi niesamowite rzeczy. Jeszcze jak byłem na tzw. jałowym biegu, czyli silnik chodził, ale nie trenowałem tyle co wcześniej to rywalizowałem z nim, ale obecnie to ani zwrotność ani szybkość nie są na takim poziomie, żeby jakieś punkty zdobyć. Jeżdżę na te turnieje, ale głównie towarzysko, żeby się spotkać z różnymi pokoleniami chłopaków. Siadamy, rozmawiamy, wspominamy, jak przyjeżdżam to moja dwójka odpada bardzo szybko, ale zawsze jest bardzo dobry klimat.
Można się spodziewać, że jeżeli siatkonoga będzie kiedyś dyscypliną olimpijską to trener zgłosi swoją kandydaturę do kadry narodowej ? 🙂
Nie ma szans, nie grozi nam to 🙂
Chciałem zapytać o Twoje relacje z Pawłem Skrzypkiem i Tomaszem Kiełbowiczem?
Z Pawłem miałem zawsze relacje tylko szatniowe, nigdy nie byliśmy ludźmi, którzy spędzali ze sobą czas, nawet jak trafiliśmy razem do Legii to on miał inną grupę z którą spędzał wolne chwile. Byliśmy kolegami, którzy grali w jednym zespole, ale żadna wielka przyjaźń.
Z Tomkiem poznałem się lepiej, kiedy przyszedł do stołecznego klubu, wcześniej jeździliśmy razem na zgrupowania reprezentacji juniorskich. On miał wtedy takie długie włosy, praktycznie do pasa, przyjeżdżał w takiej katanie, śmialiśmy się z niego, że jest metalowcem, tak też właśnie myślałem natomiast okazał się bardzo skromnym, porządnym człowiekiem. Nie twierdze oczywiście, że metalowcy nie są porządnymi ludźmi 🙂 Mamy kontakt to dziś, też z racji tego że razem pracowaliśmy w Legii, on dzisiaj w klubie jest szefem skautingu, raz na jakiś czas spotykamy się, idziemy na obiad pogadać. Z Pawłem nie widziałem się ponad 10 lat, nie wiem co robi, gdzie jest. Ostatni raz widziałem go w Szczecinie w 2006r., kiedy był zawodnikiem Pogoni.
Będąc trenerem w Legii, śledziłeś także na bieżąco poczynania czerwono-niebieskich. Jak często w ostatnich latach pojawiałeś się na Limanowskiego i przy jakich było to okazjach.
Byłem zarówno w momentach dobrych, jak i złych. Byłem tym, który próbował pomagać, wspomagać młodych ludzi. Ostatnio częściej jako kibic, na meczach Rakowa w PP, na meczu z Lechem, byłem też na meczu z Legią, razem z prezesem Bońkiem staliśmy na trybunie honorowej 🙂 W tym sezonie byłem na kilku meczach Rakowa – w Poznaniu gdzie było 3-0, w Warszawie gdzie było 3-1, jedyną bramkę dla Rakowa strzelił Petrasek w 90 minucie. Ciekawostką jest, że do 90 minuty właśnie byłem ostatnim zawodnikiem, który dla czerwono-niebieskich strzelił bramkę na stadionie Legii. Tomas na szczęście zastąpił mnie na tym stanowisku. Oglądałem mecze w telewizji, jeździłem na mecze juniorów, gdziekolwiek się pojawiał Raków, a miałem taką możliwość to także starałem się tam być.
Frekwencja na meczach w Bełchatowie jest dla Ciebie zaskoczeniem?
Jak najbardziej zaskoczenie in plus, wcześniej w jakimś programie w TVP mówiłem, że problemem Rakowa będzie to, że nie grając u siebie z meczu na mecz kibiców będzie coraz mniej, po prostu wydawało mi się, że trudniej będzie jechać 60 km w jedną, 60 w drugą stronę, jeszcze przy tym remoncie trasy, ale szczerze przyznam, że miło patrzy się na to, ilu kibiców dopinguje piłkarzy w Bełchatowie. Mimo wszystko, w XXI wieku, w takim mieście jak Częstochowa coś takiego nie powinno się zdarzyć. Wiadomo, drużyna jest fajna, ale grasz dla kibiców. Wielu tych ludzi którzy mieszkają w dzielnicy Raków, czy na Sportowej zapewne nie zawsze może się wybrać na mecz, po prostu z racji tego, że jest to kawał drogi. Może w Nowym Jorku jest to normalne, bo stadiony są od siebie oddalone o 70, 80 km bo takie to jest miasto, no ale Częstochowa musi mieć stadion i już. Tyle razy się już apelowało i to jest konieczne do tego, żeby klub funkcjonował jak należy.
Wydaje mi się, że z Markiem Papszunem łączy Cię wiele, nie tylko wykształcenie. Jeszcze kilka lat wstecz w jednym z wywiadów powiedziałeś, że nie macie ze sobą żadnego kontaktu, czy teraz się to może zmieniło?
Znamy się, to normalne. Jeszcze jako trener drugiej drużyny Legii zdarzało mi się z nim rywalizować, kiedy prowadził Świt Nowy Dwór Mazowiecki. Widujemy się na różnego rodzaju konferencjach trenerskich, rozmawiamy, nawet po meczach jak jest okazja to też zdarza się podyskutować. Nie poznaliśmy się na tyle dobrze, abym mógł powiedzieć, że to jest mój dobry kolega. Na pewno jest to człowiek, który ma dużo horyzontów do tego, aby przekazywać swoją wiedzę zawodnikom. Jak widać ma dobrą rękę do tego, bo drużyna ma swój styl a to jest ważne.
W Częstochowie działałeś też w klubie Olimpijczyk. Opowiedz proszę o tym jaką pełniłeś funkcję i jak klub funkcjonował.
To była taka przygoda, że dwa razy jak nie mógł jechać na mecz Robert Olbiński, to ja wtedy pojechałem z ta drużyną i stałem przy linii. Po części byłem sponsorem, animatorem, inicjatorem pewnych trendów, turnieju ogólnopolskiego, który odbywał się na Hali Polonia, potem Sportowej Gwiazdki którą organizowałem, zapraszałem zawodników z pierwszych stron gazet. To był dobry czas natomiast wiedzieliśmy, że prędzej czy później ten klub nie wejdzie na wyższy poziom. Naszym sukcesem jako tego klubu, który powstał przy szkole nr 49 jest to, że jeden zawodnik z tej drużyny zagrał na poziomie Ekstraklasy, jest to Artur Lenartowski.
Czy pracując w stolicy miałeś kiedykolwiek problemy związane z tym, że wspierałeś finansowo Raków ?
Nie, to była moja indywidualna sprawa, tym bardziej że robiłem to ze swojej kieszeni i świadomie.
Czytałem wiele wywiadów z Tobą przed meczami Rakowa z Legią. Czy zwycięstwo czerwono-niebieskich w PP było wtedy dla Ciebie zaskoczeniem? Czy Ty takie mecze przeżywasz podwójnie?
Na pewno było to wielkie wydarzenie, dla mnie było by jeszcze większe, gdybym był trenerem stołecznych. Wiedziałem, że taka para zostanie wylosowana to będę na tym meczu. Przyjechałem wtedy na stadion i rzeczywiście wiedziałem, że tu wszystko może się wydarzyć, że Ricardo Sa Pinto nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, co może spotkać jego drużynę w Częstochowie ponieważ zazwyczaj trenerzy zza granicy nie do końca przy takich sytuacjach mają odpowiednią wiedzę, aby zapobiec wielu kwestiom. Muszę powiedzieć, że wtedy cieszyłem się z tego zwycięstwa, Raków był wtedy na dobrej drodze, żeby zagrać w finale Pucharu Polski i w tym finale powinien zagrać, przede wszystkim ze względu na te kontrowersje w meczu z Lechią Gdańsk. Uważam nawet, że w finale, jeżeli tylko Raków utrzymałby presję wydarzenia, tego stadionu, całą tę otoczkę to mógł sprawić dużą niespodziankę.
Który Ekstraklasowy Raków był piłkarsko silniejszy, ten obecny, czy z sezonu 95/96?
Nie ma szans, żeby to porównać, inna piłka, wszystko jest inne. Gaik, Sieja, Synoradzki, Gwiździel, Załęski, Spychalski, Magiera, Palacz, Dziedzic, Skwara, Bański tak wyglądał wtedy nasz skład. Różnica jaka była między tymi drużynami jest taka, że wtedy prawie wszyscy byli ludźmi stąd, ze środowiska częstochowskiego. Dzisiaj „Malina” jest chyba jedynym piłkarzem z Częstochowy. Nie da się tego porównać, dzisiaj gdyby taki mecz się odbył to wygrałby obecny Raków bo jest o 20 lat młodszy 🙂
Najlepszy piłkarz z którym grałeś w jednej drużynie?
Jacek Zieliński
Najlepszy piłkarz przeciw któremu grałeś?
Luis Enrique i Kanu.
Najlepszy obecnie piłkarz Rakowa?
Bardzo trudne pytanie, bo przecież jest piłkarz skuteczny, jest też widowiskowy.
To może inaczej, jesteś trenerem w klubie i Twój właściciel mówi: „Jacek, na każdej pozycji w drużynie jest luka, możesz wziąć z Rakowa kogo tylko chcesz, cena nie gra roli”.
Wezmę Musiolika, mimo że go kiedyś skreśliłem jak był na testach w Zagłębiu Sosnowiec.
Najlepszy piłkarz Rakowa w latach 90?
Jan Spychalski
Który stadion zrobił na tobie największe wrażenie?
Stadion Narodowy w Warszawie
Jest takie miejsce na świecie, które chciałbyś zwiedzić?
Jest to Australia.
Ulubiony film, książka?
Film to „Cud w Lake Placid”, albo „Siła spokoju”. Jeżeli chodzi o książkę, to nie będę oryginalny – „Szczęście czy fart” czyli książka, którą rozdaje każdemu zawodnikowi z którym pracuje.
Pseudonim z szatni?
Magic
Największy modniś / największy żartowniś z szatni Rakowa?
Zbigniew Sieja / Witold Gwiździel
Kim chciałbyś być za 10 lat?
Sobą, taki mam cel. Nie wybiegam tak w przyszłość, gdyby mi ktoś w kwietniu 2016 r., kiedy byłem na meczu Motor Lublin – Piast Tuczempy powiedział, że za 3 miesiące będę siedział na stadionie Santiago Bernabeu i prowadził klub w Lidze Mistrzów to bym nie uwierzył. Dzisiaj to bym chciał, żebyśmy za miesiąc wrócili do treningów, do normalnego życia.
Najlepszy cytat z szatni?
Nie ma drogi na skróty do miejsca do którego warto dojść.
Stadion Rakowa powinien nosić imię…
Jana Basińskiego
Po meczu, treningu najbardziej lubię…
Spędzić czas z rodziną.
Dziękuje za rozmowę i wiele ciekawych opowieści!
Dziękuje i pozdrawiam wszystkich kibiców Rakowa.
Rozmawiał: R. Parkitny