Gramy dla Pawełka!
2015-08-2727.08.2015 VIDEOTON – Lech Poznań
2015-08-29Dziś mija 69.rocznica śmierci Danuty Siedzikówny „Inki” Śmierć ojca leśniczego i żołnierza AK, Wacława Siedzika w Teheranie (1942), następnie śmierć matki zamordowaną przez gestapowców, takie losy spotkały nieletnią Danutę w dzieciństwie. Po śmierci matki wstąpiła do Armii Krajowej, gdzie odbyła szkolenie medyczne. W czerwcu 1945 została aresztowana za współpracę z antykomunistycznym podziemiem przez grupę NKWD-UB. Została uwolniona z konwoju przez operujący na tym terenie patrol wileńskiej AK Stanisława Wołoncieja „Konusa”, następnie sanitariuszka działała dla „Konusa”, a potem w szwadronach por. Jana Mazura „Piasta” oraz por. Mariana Plucińskiego „Mścisława”. Przez krótki czas jej przełożonym był także por. Leon Beynar „Nowina”, zastępca „Łupaszko”, znany później jako Paweł Jasienica . Danuta Siedzikówna przybrała wówczas pseudonim „Inka”.
Po śmierci „Żelaznego” została wysłana do Gdańska po zaopatrzenie medyczne i tam została aresztowana przez UB rankiem 20 lipca 1946, a następnie umieszczona w pawilonie V więzienia w Gdańsku jako więzień specjalny. W śledztwie była bita, poniżana; pomimo to odmówiła składania zeznań obciążających członków brygady Wileńskiej AK. Została skazana na śmierć 21 sierpnia i zastrzelona przez dowódcę plutonu egzekucyjnego wraz z Feliksem Selmanowiczem ps. Zagończyk. Ostatnimi hasłami które wydobyła z siebie „Inka” przed egzekucją były „Niech żyje Polska!” i „Niech żyje Łupaszko”. Wyrok sądy skazujący na karę śmierci jest absurdalny, został on wydany na podstawie fałszywych oskarżeń, zeznań milicjantów – z resztą nie do końca ją obciążających.
Wczesna śmierć matki i ojca Danuty stały się doświadczeniem, które zbudowały świat tej młodej dziewczyny. Była wierna tylko własnym wartościom i wizji patriotyzmu wyniesionej z domu.
Pluton egzekucyjny składający się z dziesięciu ochotników z niewielkiej odległości wystrzelając aż sto pocisków raniły jedynie Danutę w ramię. Po czym została dobita pojedynczym strzałem w głowę przez dowódcę plutony egzekucyjnego.
To niewiarygodne, ale prawdziwe. Strzelali z odległości czterech metrów i chybili. Wygląda na to, że kiedy zobaczyli, do kogo mają strzelać, celowo nie trafiali, licząc, że zrobi to któryś z pozostałych.