Początki w odrodzonej Rzeczypospolitej były bardzo trudne. Częstochowa miała swoje ambicje i już w 1920 roku planowała rozrost poprzez przyłączenie dzielnic ościennych, w tym m.in. Rakowa. Ówczesny Urząd Wojewódzki w Kielcach (któremu wtedy podlegała Częstochowa) i starostwo powiatowe skutecznie przez lata hamowały ten proces. Raków stał się częścią Częstochowy dopiero w 1928 roku. Wtedy spełnił się sen 6 tysięcy mieszkańców Rakowa, który był niejako dzielnicą-sypialnią dla hutników (budowaną na marginesie na wzorach angielskich dzielnic robotniczych). Rakowianie dążyli do przyłączenia już od zakończenia I Wojny Światowej.

Wcześniej w Rakowie spełniono inny sen. Utworzono kolejną drużynę piłkarską (przed wojną przy Hucie działał klub Jedność, a po wojnie powstała Sparta). W marcu 1921 roku z inicjatywy młodzieży rakowskiej powołany do życia został Klub Sportowy Racovia. Nie było jednak łatwo. Na początku grali jedynie na różnych pustych placach, najczęściej na łąkach za hałdami hutniczymi, a potem w parku rakowskim, na miejscu po dawnym cyklodromie. Tylko część spośród nich mogła pozwolić sobie od początku na zakup własnych butów piłkarskich i kostiumów, reszta kopała piłkę w czym się dało. Ostatecznie zawodnicy Racovii jako drużyna ubrani byli w zielone koszulki z czarnymi wyłogami oraz w czarne spodenki. Emblemat klubu stanowiła czarna tarcza z zieloną literą „R”, a barwy jak łatwo się domyślić były zielono-czarne.

Pomimo patronatu lokalnego oddziału Związku Zawodowego Metalowców organizacyjne początki były bardzo trudne. Długo Racovia nie mogła spełnić wymagań potrzebnych do oficjalnej rejestracji grając jedynie mecze towarzyskie. Ostatecznie 6 czerwca 1924 r. Krakowski Związek Okręgowy Piłki Nożnej przyjął w swe szeregi KS Racovię (pod taką nazwą klub funkcjonował w spisie drużyn piłkarskich PZPN-u z 1925 roku, natomiast stosowane były również nazwy zamienne – Towarzystwo Sportowe Racovia /na pismach urzędowych/, Klub Sportowo-Footballowy Racovia /na pieczęci klubowej/, czy Rakovia /pisownię z użyciem litery „k” stosowała część prasy/). Równolegle toczył się nadal proces wciągnięcia klubu do rejestru stowarzyszeń i związków w województwie kieleckim. W 1924 roku Racovia przystąpiła do rozgrywek Klasy C Krakowskiego ZOPN-u Podokręg Sosnowiec. Była to na tamten czas najniższa klasa rozgrywkowa w kraju – można napisać, że czwarty poziom, bowiem istniały wyżej jeszcze Klasy B i A, ale zwycięzcy rozgrywek Klasy A uzyskiwali jedynie awans do gier o Mistrzostwo Polski. Dopiero w 1927 roku powstała Liga Polska.

Niestety ze względu na problemy organizacyjne już 20 lipca 1925 r. zadecydowano o rozwiązaniu Racovii, choć proces rejestracyjny klubu w siedzibie województwa kieleckiego nie został przerwany aż do końca roku albowiem ze względów biurokratycznych korespondencja utknęła na dłuższy czas na poziomie władz lokalnych dzielnicy Raków. O kolejnych losach reaktywowanego klubu, już pod nazwą Robotniczy Klub Sportowy Raków, następnym razem. Natomiast warto przypomnieć jedną zasadniczą rzecz już teraz – dzisiaj nie jesteśmy w stanie podać precyzyjnej daty powstania Racovii, bowiem nie zachowały się żadne dokumenty z tego okresu, poza enigmatycznym stwierdzeniem „w marcu 1921”. Gdy obchodziliśmy jubileusz 85-lecia klubu, na potrzeby powstania kalendarza okolicznościowego, ustalono umownie datę 15 marca, jako symboliczny dzień założenia Racovii (neutralnie w połowie miesiąca). Nie można jednak tego w żaden sposób traktować jak wyrocznię. Świętować więc będzie można nie jeden dzień, a cały miesiąc.

Na zdjęciu drużyna Racovii po jednym z meczów towarzyskich (najprawdopodobniej w 1923 roku), oraz Marian Federak – jeden z inicjatorów powstania Racovii oraz najaktywniejszy z działaczy ówczesnego klubu.

Rozwiązanie KS Racovia nie skutkowało zarzuceniem pomysłu, by w Rakowie powstała druga drużyna piłkarska (przypominamy, że od 1920 roku istniała Sparta Raków). Zawodnicy, którzy tworzyli skład Racovii dołączyli do Organizacji Młodzieżowej Towarzystwa Uniwersytetów Robotniczych w Częstochowie (Marian Federak, najaktywniejszy działacz Racovii, był aktywistą OM TUR). Od 1926 roku drużyna omturowa miała udostępnione boisko miejskie do treningów. I tak częstochowska część OM TUR budowała zespół Skry, a rakowska planowała odrodzenie Racovii pod nowym szyldem.

W 1927 roku jako kontynuator Racovii powstał Robotniczy Klub Sportowy, którego pełna nazwa brzmiała RKS Raków – Sekcja Sportowa OM TUR w Częstochowie. W początkowej fazie nie planowano rejestracji, bowiem oficjalna działalność wiązała się z kosztami, które były ponad możliwości rakowian. Dość powiedzieć, że klub przyjął tym razem barwy czerwono-niebieskie, ale swoje mecze początkowo rozgrywał w niebieskich koszulkach i czerwonych spodenkach. Wszystko z powodów finansowych. Taki komplet strojów udało się załatwić, a na inny długo erkaesiaków nie było stać. Prezentowały się jednak zacnie mając na koszulkach wyhaftowany napis „RKS Raków”.

W 1928 roku zakończyła się saga z opóźnianiem przez władze wojewódzkie w Kielcach procesu przyłączenia m.in. Rakowa do Częstochowy. To spowodowało jednak nowe, inne problemy. Zawodnicy sami wypisywali afisze i rozlepiali je na mieście. Zawsze chyłkiem w nocy, gdyż z reguły brakowało na nich pieczątki magistratu stwierdzającej uregulowanie podatku od meczu. Sami rozprowadzali bilety, również nieopodatkowane. Sami też urządzali zbiórki pieniędzy wśród krewnych, znajomych i wiernych kibiców, zdobywając w ten sposób fundusze na sportowy ekwipunek i dalszą działalność.

Sytuacja zaczęła się poprawiać, gdy w 1932 roku dyrektorem Huty został Tomasz Szwejkowski, który zaczął wspomagać drużynę Rakowiaków. RKS jednak nadal rozgrywał tylko mecze towarzyskie, angażując się raczej na innych polach, niekoniecznie sportowych. Dwa lata później za zarządzanie rakowskim boiskiem zaczęło odpowiadać Towarzystwo Gimnastyczne Sokół. Ukróciła się samowola, co z kolei zmusiło RKS Raków do zalegalizowania swego istnienia. Klub zarejestrowano w 1935 roku już pod nazwą RKS Raków Częstochowa, a w 1936 oficjalnie przystąpiono do rywalizacji z innymi drużynami z regionu. W roku 1937 klub uzyskał awans do Klasy A (można uznać, że to czwarty poziom rozgrywkowy). Raków dorobił się kolejnego kompletu strojów, w którym rozgrywał swoje mecze regularnie – ciemnoczerwonych koszulek z poziomym błękitnym pasem, i błękitnych spodenek. Rozwój klubu zahamował wybuch II Wojny Światowej.

W czasie wojny w naszym mieście toczyły się oficjalne rozgrywki piłkarskie pomiędzy niemieckimi drużynami wojskowymi. Oprócz tego nieoficjalnie (uprawianie sportu przez Polaków było surowo karane) toczyły się mecze towarzyskie rozgrywane przez częstochowian w różnych konfiguracjach. Najczęściej grały zespoły dzielnicowe. Raków reprezentowany był przez jedną drużynę stworzoną przez przedwojennych zawodników zarówno Racovii/Rakowa, ale i Sparty.

Na zdjęciu u góry słynne ujęcie, które krąży w necie czasami błędnie podpisane. To fotka po towarzyskich derbach Raków-Sparta. Zawodnicy RKS-u w komplecie z długimi rękawami. Niżej fotka powojennej drużyny Rakowa – po reaktywacji. Koszulki prawie te same – tym razem jednak komplet z krótkim rękawem i kołnierzykiem w kolorze poziomego pasa na trykocie. Stylizowane na strojach z lat 30.

Po wkroczeniu do Częstochowy w styczniu 1945 roku sowietów wśród przedwojennych działaczy sportowych było sporo entuzjazmu. Zaczęto reaktywować przedwojenne kluby myśląc, że sport będzie działał tak jak do września 1939 roku. Nic bardziej mylnego. W ciągu kilku kolejnych lat byli brutalnie wyprowadzani z błędu. Nowa władza pozbywała się przedwojennych działaczy stosując w całej Polsce ten sam szablon. Standardowe zarzuty („wrogie nastawienie do nowopowstałych klubów robotniczych”, „faworyzowanie klubów niezwiązanych z ideologią Polski Ludowej”, „przyjmowanie korzyści majątkowych za społeczną działalność” itp.) wystarczały do wyrzucania z oficjalnych struktur. Niemniej na początku marca 1945 roku w Częstochowie funkcjonowało już kilka klubów, co pozwoliło zwołać pierwsze zebranie informacyjne OZPN, na którym prym wiedli działacze Skry – którzy następnie byli delegatami naszego okręgu na Walne Zebranie PZPN.

Raków nie był reprezentowanym na tym spotkaniu CzOZPN, bowiem dopiero po nim osoby związane przed wojną z RKS-em i Spartą postanowiły powołać do życia jeden klub, podobnie jak to się działo w amatorskich rozgrywkach podczas okupacji. 15 marca 1945 r. Związek Walki Młodych ogłosił patronat nad wskrzeszoną drużyną. W lipcu Raków przystąpił, wraz z innymi jedenastoma częstochowskimi klubami, podzielonymi na dwie grupy, do rozgrywek o mistrzostwo okręgu. Pierwsze rozgrywki były chaotyczne. Wyniki były nieraz anulowane, albo mecze były powtarzane. Raków nie miał szczęścia (np. przegrał spotkanie ze Stradomiem 3-4 po dwóch skandalicznych rzutach karnych, mecz ostatecznie anulowano gdy już nie miał wpływu na końcowy wynik tabeli i powtórzono). W naszej grupie tryumfowała Skra, a Raków na kolejny sezon wylądował w B-klasie.

W kolejnych sezonach Raków walczył o awans do A-klasy. W 1946 roku wygrał rozgrywki w B-klasie, ale poległ w dwumeczu barażowym z Czarnymi Radomsko. W następnym sezonie zajęliśmy drugie miejsce, by wygrać znów rozgrywki B-klasy w roku 1948. Tym razem w barażach trafiliśmy na rezerwy radomszczańskich Czarnych. Raków wygrał dwumecz, po czym rozpoczął rozgrywki A-klasy od ogrania Brygady Częstochowa i nagle wiadomość – wyniki barażów anulowano i czerwono-niebiescy muszą je rozegrać jeszcze raz, tym razem z Wartą Pławno. Rywala dwukrotnie zdeklasowano, ale był to jednak koniec dobrych wiadomości w tym sezonie. W rozgrywkach A-klasy notowaliśmy same porażki, aż do akcji wkroczyli towarzysze-działacze. Nastąpiła reorganizacja sportu. Podobno najlepiej wszystko działało wówczas w Związku Sowieckim, więc na wzór Kraju Rad zlikwidowano kluby sportowe tworząc w ich miejsce Zrzeszenia Sportowe, do których wcielano dawne kluby jako koła sportowe. I tak w połowie rozgrywek sekcja piłkarska Rakowa trafiła do Zrzeszenia Sportowego Związkowiec wraz z drużyną Brygady.

Po utworzeniu ZS Związkowiec Częstochowa z drużyn KS Brygada i RKS Raków zachowano wyniki będącej wyżej w tabeli Brygady, a mecze Rakowa anulowano. Do nowej drużyny przeszło tylko czterech zawodników Rakowa. Brygada rok wcześniej została reaktywowana po fuzji Legionu i Częstochowskiego Klubu Sportowego, więc posiadała silną własną kadrę. Nie potrzebowała zbyt wielu wzmocnień. Po sezonie jednak wyodrębniono dawne struktury RKS Raków i nastąpiły przenosiny do Zrzeszenia Sportowego Stal. Problem w tym, że od razu na takie przenosiny w całości zdecydowała się B-klasowa drużyna RKS Elektrodyn Częstochowa i to ona tworzyła w sezonie 1950 Koło Sportowe Zrzeszenia Stal. Większość piłkarzy dawnego RKS-u Raków zawiesiła buty na kołku, a w ramach Zrzeszenia funkcjonowały jedynie inne byłe rakowskie sekcje.

W 1951 roku nastąpiła kolejna reorganizacja, tym razem systemu rozgrywek. Staraniami kilku osób związanych dawniej z RKS-em, z Mieczysławem Basińskim na czele, reaktywowano sekcję piłkarską przy Hucie Częstochowa. Do nowopowstałej Ligi Powiatowej (najniższy szczebel rozgrywkowy, w teorii odpowiednik zlikwidowanej B-klasy, ale z dużo trudniejszą ścieżką awansu na poziom wyżej) przystąpiła drużyna o pełnej nazwie Koło Sportowe Zrzeszenia Stal przy Hucie Częstochowa w Częstochowie – w prasie nazywanej po prostu Stal Raków, dla odróżnienia od występującej ligę wyżej drużyny Koła Sportowego Zrzeszenia Stal przy Częstochowskich Zakładach Przemysłu Blacharskiego Elektrodyn w Częstochowie (na potrzeby prasy zwane Stal Elektrodyn). W większych ośrodkach dopiero były jaja bowiem pod jedną nazwą przy różnych zakładach występowało nieraz kilka drużyn z tego samego Zrzeszenia (w Częstochowie w rozgrywkach piłkarskich występowały np. trzy drużyny ZS Włókniarz – dawna Victoria, Częstochowianka i Stradom).

Był to czas, który skutkował zniszczeniem wielu klubów, ludzi związanych ze sportem, jak i mataczeniem przy wynikach. Kluby odgórnie miały narzucone nowe barwy i emblematy oraz były przymuszone do grania w takich samych strojach wewnątrz jednego Zrzeszenia (gdy spotykały się ze sobą gospodarz mógł wówczas wystąpić w historycznych strojach). Związkowiec grał w czerwonych koszulkach, natomiast Stal w żółtych z niebieskim poziomym pasem.W innych sportach drużynowych nie było aż takiego reżimu, dlatego np. widoczni na zdjęciu siatkarze przejęli historyczne piłkarskie komplety RKS Raków.

W okresie stalinizacji sportu piłka nożna – poza najwyższym szczeblem rozgrywkowym – była marginalizowana. Poniżej II ligi do rozgrywek nie przykładano większej wagi. Dla władzy ludowej bardziej liczyło się zdobywanie przez sportowców odznak SPO (Sprawny do Pracy i Obrony) i wewnętrzne rozgrywki o mistrzostwa poszczególnych zrzeszeń (często w ten sposób ustalano kto „awansuje” zastępując inny zespół ze swojego Zrzeszenia – np. w 1953 roku w III lidze zagrał GWKS Częstochowa, który zastąpił swego imiennika z Kielc). Działające przy zakładach pracy koła sportowe miały przede wszystkim za zadanie wychowanie społeczno-ideologiczne w duchu socjalizmu swoich członków. W takich realiach Raków – nadal pod szyldem Koła Sportowego Zrzeszenia Stal przy Hucie Częstochowa – próbował wyrwać się z rozgrywek powiatowych. Coroczne reorganizacje sprawiały, że zmieniała się jedynie nazwa rozgrywek, ale Raków wciąż tkwił na czwartym poziomie.

Główna siedziba Zrzeszenia Stal na nasz okręg mieściła się w Sosnowcu, i tak naprawdę wszystkie kluby naszego regionu narzekały na podejście władz Zrzeszenia do sportu częstochowskiego. Nie pomagały nam również ciągłe zmiany prezesa wewnątrz koła przy Hucie, która od 1952 roku dorobiła się niechcianego patrona w nazwie. W ciągu niespełna dwóch lat (1950-51) sześć osób piastowało tę funkcję. Sytuacja unormowała się gdy latem ’51 prezesem mianowano przedwojennego piłkarskiego działacza Rakowa – Baranowskiego. Sekcja futbolowa odżyła. Problemem był ciągle zmieniający się format rozgrywek. Doszło do tego, że na sezon 1955 Raków został przesunięty na piąty poziom rozgrywkowy. To było w czasie, gdy kluby mogły oficjalnie wracać do swoich nazw. W marcu 1955 roku wyrażono zgodę na oficjalne podwójne nazewnictwo. Obok nazwy zrzeszenia mogła pojawić się historyczna nazwa, ale pod warunkiem, że łączyła się z „postępową działalnością w okresie międzywojennym”. W ten sposób na mapie częstochowskiego sportu pojawiła się np. Sparta-Skra, natomiast Raków (podobnie jak np. Częstochówka czy Brygada) nie dostały na to zgody. Dopiero w lipcu 1957 roku, gdy już całkowicie zarzucono sowiecki pomysł na sport odzyskaliśmy historyczną nazwę, barwy i herb.

W 1955 roku Raków pewnie wygrał rozgrywki piątej ligi grając już na nowym stadionie umiejscowionym na terenie dzisiejszej Limanki (na temat stadionów poświęcimy niedługo cały osobny odcinek). Na kolejny sezon trafiliśmy do częstochowskiej A-klasy (czwarty poziom rozgrywkowy). Po zakończeniu rozgrywek 1956 nastąpiła kolejna reorganizacja na poziomie okręgu i utworzono sosnowiecką Ligę Okręgową (trzeci poziom), gdzie przesunięto Raków. Tym samym w 1958 roku jako zwycięzca tych rozgrywek czerwono-niebiescy awansowali do turnieju barażowego o awans do II ligi. Raków zajął dopiero trzecie miejsce za Unią Tarnów (awans) i BBTS-em Bielsko, wyprzedzając jedynie KKS Kluczbork. Kolejną szansę mieliśmy w sezonie 1961, ale tam okazaliśmy się słabsi od Slavii Ruda Śląska (awans do kolejnej rundy eliminacji) i Staru Starachowice. Jak to mówią „do trzech razy sztuka”. W sezonie 1962 po wygraniu Ligi Zagłębiowskiej w turnieju barażowym w pobitym polu zostawiliśmy Hutnika Nowa Huta, Górnika Radlin, KSZO Ostrowiec i Stal Stalową Wolę. W sezonie 1962/63 czerwono-niebiescy po raz pierwszy w historii zagrali w II lidze.

Na zdjęciu drużyna Rakowa z 1958 roku. Odzyskany rok wcześniej wraz z historyczną nazwą herb eksponowany był dumnie na środku koszulek zawodników.

Po wyjściu z cienia innych częstochowskich drużyn i wywalczeniu w 1962 roku awansu do II ligi, wydawało się że Raków ma szansę zaistnieć jeszcze bardziej. Dość niespodziewanie beniaminek z Częstochowy od początku rozgrywek włączył się w walkę o awans do I ligi. Czas miał jednak pokazać, że stal musiała przegrać z węglem. Do ligi wejść musiały Szombierki Bytom i Unia Racibórz. Mecz z tą ostatnią na sześć kolejek przed końcem rozgrywek urósł już do miana legendy. Raków do przerwy prowadził 2-0, by w samej końcówce stracić dwa gole. Mimo wygrania następnie wszystkich pięciu kolejnych spotkań to remis w tym meczu oznaczał, że czerwono-niebiescy zakończyli ligę na trzeciej lokacie – punkt za Unią, która z drugiego miejsca awansowała do elity.

W kolejnym sezonie apetyty były już ogromne, ale wszystkim sympatykom Rakowa wylano na głowę kubeł zimnej wody. Częstochowianie rozgrywki zakończyli z zaledwie jednopunktową przewagą nad strefą spadkową. Toteż sporym pozytywnym zaskoczeniem była postawa Rakowa w następnych rozgrywkach, gdy znów włączono się do walki o awans do I ligi. I znów na koniec tylko trzecie miejsce, ale tym razem strata do premiowanej awansem drugiej lokaty wynosiła już trzy punkty. Dość niespodziewanie w kolejnym sezonie Raków spadł do III ligi, a do utrzymania zabrakło jednego punktu (lub lepszego bilansu bramkowego – Raków miał najgorszy spośród trzech drużyn z taką samą ilością punktów, i w przeciwieństwie do Victorii Jaworzno i Hutnika Kraków spadł z ligi).

W sezonie 1966/67 Raków w rozgrywkach III ligi grał tak sobie – rozgrywki zakończył z dziesięciopunktową stratą do miejsca premiowanego awansem (przy 2 punktach przyznawanych za wygraną), ale i tak osiągnął historyczny wynik. Czerwono-niebiescy przeszli jak burza przez rozgrywki Pucharu Polski eliminując po kolei: Karolinę Jaworzyna, Hutnika Kraków, Górnika Wesoła, Garbarnię Kraków (po rzutach karnych) i w półfinale Odrę Opole. 9 lipca 1967 r. na stadionie Błękitnych Kielce (w miejsce tamtego obiektu obecnie stoi stadion, na którym swoje mecze rozgrywa Korona) trzecioligowy Raków zmierzył się w finale z pierwszoligową Wisłą Kraków. Wyrównany mecz zakończył się bezbramkowym remisem, a o wszystkim zdecydowała druga połowa dogrywki, w której Wiślacy strzelili nam dwa gole. Niemniej do dzisiaj jest to największy sukces Rakowa w rozgrywkach Pucharu Polski.

Blisko jego powtórzenia byli częstochowianie pięć lat później. Przez te lata Raków wciąż grał tylko w III lidze, i w żadnym sezonie nie groził nam awans, ale w 1972 roku po raz drugi w historii trzecioligowy Raków dotarł do półfinału rozgrywek o krajowy puchar. Tym razem droga była już znacznie dłuższa. Zaczęliśmy eliminacje od szczebla okręgu ogrywając po kolei: Barbarę Częstochowa, AZS Częstochowa, CKS Czeladź, Górnika Sośnica, Garbarnię Kraków, ŁKS Łódź, Zagłębie Wałbrzych. Od ćwierćfinału grano mecz i rewanż. Na tym szczeblu wyeliminowaliśmy pierwszoligowy GKS Katowice. W półfinale czekała Legia Warszawa. Dwumecz rozegrano w Święta Wielkanocne. W Wielką Sobotę na Olsztyńskiej w obecności 25.000 widzów Raków długo mężnie stawiał czoła Wojskowym, ale zdecydowała zabójcza skuteczność gości w końcówce. 3-0 dla Legii. Rewanż w Lany Poniedziałek w stolicy był formalnością – 2-0 dla miejscowych.

Na zdjęciu współcześnie koloryzowany fragment finału z 1967 roku.

Wydawało się, że półfinał Pucharu Polski w 1972 roku będzie impulsem by Raków skutecznie walczył o powrót do II ligi. Nic z tych rzeczy. Największym problemem Rakowa w tym okresie byli klubowi działacze. Nie było woli wchodzić w drogę silnym i poukładanym klubom kopalnianym. Do tego od 1963 roku pokutowała opinia, że Częstochowy partyjni notable nie wpuszczą do I ligi, bowiem duchowa stolica Polski nie pasowała do koncepcji Polski Ludowej, i nie można było jej regularnie eksponować w prasie po cotygodniowych kolejkach ligowych. I tak Raków grał sobie w III lidze. W końcu w 1975 roku zabrakło jednego punktu do miejsca barażowego. Rok później czerwono-niebiescy już ligę wygrali, ale to był dopiero przedsionek walki o awans, bowiem w barażach czekały jeszcze Hutnik Kraków, Radomiak i Stal Kraśnik. Raków przegrał pierwszy mecz. Kolejne pięć wygrał, ale lepszy bilans bramkowy przy równej ilości punktów premiował Hutnika.

W kolejnym sezonie częstochowianie mieli na półmetku 4 punkty przewagi (przy 2 ptk przyznawanych za zwycięstwo), jednak ta przewaga została wiosną roztrwoniona. Raków zajął drugie miejsce w rozgrywkach z pięcioma punktami straty do Odry Wodzisław. W kolejnym sezonie w końcu częstochowianie zdemolowali ligę wygrywając ją z ośmiopunktową przewagą. Ta mogła być bardziej okazała, ale po wywalczeniu awansu (w tym sezonie nie było baraży, zwycięzca ligi awansował bezpośrednio) na pięć kolejek przed końcem czerwono-niebiescy spuścili z tonu przegrywając oba wyjazdowe mecze. Awans jednak obnażył słabość organizacyjną Rakowa. Działacze zaczęli nagradzać siebie nawzajem zapominając o zawodnikach. Pojawił się ambitny plan rozbudowy stadionu (m.in. w miejscu dzisiejszej pętli tramwajowej miała powstać hala z lodowiskiem dla planowanej sekcji hokeja na lodzie), który poza papier nigdy nie wyszedł.

W rundzie jesiennej Raków nie mógł liczyć na przychylność sędziów, przez których traciliśmy sporo punktów. W tamtym czasie działacze klubowi w Polsce starali się odwracać taki trend. W Rakowie panowała jednak obojętność. Działacze ożywili się natomiast, gdy pojawili się chętni na najlepszych graczy – Sławutę i Małolepszego. Żądano zaporowych cen, a gdy obaj nielegalnie opuścili Raków całą energię skupili na dochodzenie sprawiedliwości (co np. skutkowało rocznym zawieszeniem Sławuty i przekreśleniem jego kariery). Częstochowianie szczęśliwie się utrzymali wygrywając w ostatniej kolejce. W kolejnym sezonie ostatnia kolejka tym razem zadecydowała o spadku. Co ciekawe jesienią Raków prowadził Janusz Poniedziałek, ale został zwolniony po jedenastu kolejkach. Wiosną już trenował Concordię Piotrków z którą czerwono-niebiescy mierzyli się w ostatniej serii spotkań. Concordia wygrała 1-0 tym samym utrzymując się w lidze, a spuszczając z niej Raków…

Banicja była tylko roczna. W przedostatniej kolejce sezonu 1980/81 Raków zremisował z najgroźniejszym rywalem do awansu – Zagłębiem Lubin, i w ten sposób powrócił do II ligi. Tym razem na trzy sezony. Znów decydowała ostatnia kolejka. Raków nie potrafił ograć u siebie Resovii. Banicja miała teraz potrwać znacznie dłużej, ale o tym już następnym razem.

Na zdjęciu radość zawodników po drugim w historii awansie do II ligi. 25 maja 1978 roku Raków wygrał 3-0 z Uranią Ruda Śląska. Niewiele się obiekt przy Limanowskiego zmienił przez te wszystkie lata?

W 1985 roku dyrektorem Huty Częstochowy został Józef Wypych, który zrobił z Huty najnowocześniejszy zakład w tamtych czasach w Europie. Być może to zwykły przypadek, ale przełożyło się to na sukcesy organizacyjne klubu. Wtedy powstało boisko treningowe od strony torów kolejowych czy zbudowano słynną wieżę spikerską. Dodatkowo już w 1985 roku Raków wygrał Spartakiadę Młodzieży w Rzeszowie (odpowiednik dzisiejszych mistrzostw Polski juniorów). Czerwono-niebiescy pod wodzą Zbigniewa Dobosza zdemolowali wszystkich przeciwników, a w finale ograli Hutnik Kraków 2-0. Pierwsza drużyna jednak nie potrafiła długo wrócić do II ligi. Początkowo po spadku przez dwa sezony Raków kończył sezon blisko premiowanego awansem miejsca. Kolejne dwa sezony to jednak tylko środek tabeli, ale gdy w rozgrywkach sezonu 1988/89 Raków zajął drugie (niepremiowane awansem) miejsce postanowiono dać impuls przed kolejnym sezonem.

Zmobilizowano zawodników wizytą w Hucie Częstochowa. Wszyscy zawodnicy Rakowa byli wtedy zatrudnieni na etatach hutniczych, przy czym specjalnie dla nich istniał osobny wydział. W Ośrodku Sportu i Rekreacji piłkarze mieli etaty o funkcji „piłkarz instruktor”. Wizyta w zakładzie, gdzie hutniczy zawód nie był najłatwiejszy do wykonywania, poskutkowała na tyle, że czerwono-niebiescy z Janem Basińskim na ławce trenerskiej wygrali rozgrywki w cuglach i w 1990 roku świętowali czwarty w historii awans do II ligi. Jako beniaminek Raków radził sobie bardzo dobrze. W kolejnym sezonie na półmetku rozgrywek częstochowianie zajmowali miejsce premiowane awansem, ale słaba wiosna sprawiła, że marzenia o pierwszym w historii awansie do ekstraklasy trzeba było ponownie odłożyć w czasie.

Rok 1993 przyniósł jednak dobre wieści dla klubu. Najpierw wychowanek Rakowa, Jacek Magiera, wraz z reprezentacją Polski u-16 zdobył Mistrzostwo Europy, a następnie kilka miesięcy później już w kadrze u-17 brał udział w Mundialu, z którego Polska wróciła jako czwarta drużyna świata. Dodatkowo zespół juniorów młodszych pod wodzą Gottharda Kokotta wywalczył tytuł wicemistrzów Polski. W dwumeczu finałowym ulegając Lechii Gdańsk – po zwycięstwie 2-0 w Częstochowie przegraliśmy 1-5 w Gdańsku. Pierwsza drużyna prowadzona przez trenera Dobosza zaczęła dominować w rozgrywkach drugoligowych, by w czerwcu 1994 osiągnąć historyczny sukces – awans do pierwszej ligi.

Był to najlepszy okres w dziejach klubu, bo przecież nie tylko piłkarze rozsławiali RKS Raków. Siatkarze wiosną 1994 roku awansowali na drugi poziom rozgrywkowy (szumnie nazywany – I liga Seria B). Podopieczni trenera Macieja Błazińskiego przeszli przez rozgrywki ligowe jak burza, ponosząc zaledwie dwie porażki w całym sezonie! Wcześniej, w styczniu, jako trzecioligowiec awansowali do Final Four Pucharu Polski, który był w tym roku rozgrywany w częstochowskiej Hali Polonia. Ostatecznie po przegranej w półfinale z BBTS-em Bielsko-Biała, i wygranej ze Stilonem Gorzów siatkarze zajęli w rozgrywkach o Puchar Polski trzecie miejsce. Nieprzypadkowo sukcesy klubu są utożsamiane z dobrą koniunkturą w Hucie Częstochowa. W związku z czym po latach Józef Wypych otrzymał tytuł Honorowego Prezesa RKS-u Raków. I to całkowicie zasłużenie, bo był to człowiek który oprócz spraw zawodowych żył sportem rakowskim każdego dnia.

Na zdjęciu prezes CzOZPN Jan Bzowy wręcza kapitanowi Rakowa Andrzejowi Wróblewskiemu puchar za awans do ekstraklasy przed mecze z Elaną 15 czerwca 1994 r.

Historyczny awans do ekstraklasy rozpoczął czteroletnią przygodę Rakowa z najlepszymi klubami w Polsce. Początki były trudne. Z brutalną rzeczywistością układów panujących w pierwszej lidze czerwono-niebiescy zapoznali się już w swoim debiucie na Olimpii Poznań. Pomimo dwukrotnego wychodzenia na prowadzenie Raków meczu wygrać nie mógł. Przez godzinę grać musieliśmy w dziesiątkę i polegliśmy aż 2-6. Gromadzenie punktów szło bardzo opornie – o ile u siebie w pierwszej rundzie drużyna zbudowała prawdziwą twierdzę (tylko jedna porażka z Lechem Poznań po golu w 90 minucie), o tyle z wyjazdów regularnie wracaliśmy na tarczy (tylko dwa remisy: na Ruchu i Widzewie). Raków w premierowej rundzie był takim piłkarskim Janosikiem – odbieraliśmy punkty silnym, za to przegrywaliśmy z najsłabszymi rywalami. Rundę jesienną zakończyliśmy tylko z trzema zwycięstwami ligowymi, za to jak burza szliśmy w Pucharze Polski eliminując po kolei Krisbut Myszków, Górnika Kłodawa, Polonię Warszawa i Stal Stalową Wolę zapewniając sobie wiosną mecz w ćwierćfinale.

Tuż przed startem rundy rewanżowej w klubie nie wytrzymano ciśnienia zwalniając trenera Zbigniewa Dobosza, który na odchodne powiedział, że „drużyna jest świetnie przygotowana do rozgrywek, tak że teraz może ją poprowadzić nawet ksiądz z ambony”. Nie kapłan, a zasłużony w historii klubu Gotthard Kokott zasiadł na ławce. Wiosną w meczach Rakowa padało już dużo mniej bramek, ale i dzięki temu czerwono-niebiescy częściej punktowali. Udało się wyrwać ze strefy spadkowej, ale dopiero ostatnia kolejka zadecydowała o utrzymaniu. Wygrana – dopiero druga w całym sezonie na wyjeździe – w dziesiątkę ze Stomilem w Olsztynie 1-0 pozwoliła utrzymać ekstraklasę w Częstochowie.

W kolejnym sezonie zespół już okrzepł i mimo nienajlepszego początku w połowie rundy jesiennej zanotował serię czterech kolejnych zwycięstw, która wywindowała Raków na czwarte miejsce w tabeli. Biorąc pod uwagę, że ligę wtedy zdominowały dwa zespoły (Legia i Widzew), a stawka pozostałych drużyn była zbliżona, zaczęto mówić że Raków może walczyć o europejskie puchary. Mimo, że końcówka rundy jesiennej nie była już tak dobra, to bardzo dobry start w rundzie rewanżowej sprawił, że te głosy stały się coraz wyraźniejsze – i wtedy przyszła zadyszka. Raków kolejny sezon z rzędu odpadł w ćwierćfinale Pucharu Polski (z drugoligowym Ruchem Chorzów, który zdobył później trofeum eliminując w półfinale trzecioligową Pogoń Oleśnicę, a w finale ogrywając GKS Bełchatów), a w lidze zanotował serię trzech kolejnych porażek. Mimo to tabela tak się ułożyła, że można było w ostatnich trzech kolejkach realnie powalczyć o historyczną Europę na Limanowskiego. Niestety te ostatnie mecze wyglądały tak jakby nie wszystkim zależało na takim sukcesie. Dziewięć punktów w trzech ostatnich kolejkach pozwoliłoby zająć trzecie miejsce na koniec sezonu. Raków zdobył tylko jeden remisując z walczącym o utrzymanie Śląskiem, a przegrywając z ŁKS-em (w dziwnych okolicznościach prowadząc 1-0 czerwono-niebiescy przegrali u siebie 1-3) i zdegradowaną Lechią Gdańsk. Mimo to rozgrywki zakończono na ósmym miejscu – na długie lata najlepszym w historii klubu.

Kolejny sezon nie zapowiadał tragedii. Jesienią częstochowianie potrafili seryjnie punktować utrzymując się w czubie tabeli (np. po czternastu kolejkach będąc na piątym miejscu). Wiosną natomiast zespół był bardzo chimeryczny notując wyniki bardzo różne, co spowodowało bardzo brzemienną w skutkach zmianę trenera. Po porażce na Hutniku Kraków z funkcji szkoleniowca zrezygnował Kokott. W jego miejsce włodarze klubu zatrudnili Huberta Kostkę, który na ławce Rakowa zasiadał tylko pół roku rozsadzając drużynę od wewnątrz. Sezon Raków zakończył na dziesiątym miejscu, ale kolejne rozgrywki od początku były dramatem. W siódmej kolejce czerwono-niebiescy zanotowali najwyższą w historii występów w ekstraklasie porażkę – 0-5 na Lechu Poznań, po której Kostkę zwolniono. Do końca rundy jesiennej ruszyła karuzela trenerska. Co kilka spotkań zmieniano szkoleniowców. Po kolei Raków w pierwszej lidze prowadzili: Jan Basiński, Bogusław Hajdas i Adam Zalewski. Wiosną na ławkę wrócił Gotthard Kokott, ale uratować ekstraklasy dla Rakowa nie było już sposób. Ostatnie miejsce w tabeli, 4 zwycięstwa, 5 remisów i aż 25 porażek – tak wyglądał cały sezon 1997/98 w wykonaniu Rakowa. Częstochowianie spadali z ligi po 4 latach gry na najwyższym szczeblu piłkarskim.

Spadek z ekstraklasy jeszcze nie zwiastował nadchodzącej tragedii. Działacze mówili o szybkim powrocie do elity. Życie pokazało, że nie wystarczyło tylko mówić. Do klubu wrócił Zbigniew Dobosz, a to rozbudziło niemałe nadzieje w środowisku kibicowskim. Start w II lidze nie był jednak najlepszy, ale jak już czerwono-niebiescy odpalili to do końca roku ogrywali wszystkich wysoko rozsiadając się na dobre w ścisłej czołówce drugoligowej tabeli. Problemem Rakowa była reorganizacja rozgrywek i awans tylko jednego zespołu, a w sezonie 1998/99 realnie o promocje do I ligi walczyć chcieli jeszcze zawodnicy Śląska Wrocław i Dyskobolii Grodzisk. Jak się okazać miało nie po to właściciel sponsora grodziszczan z firmy Groclin uruchomił całą maszynerię do awansu by ktoś mógł klubikowi z Wielkopolski zagrozić.

Wiosną Raków zaczął fatalnie nie potrafiąc poradzić sobie z rywalami, sędziami, i – jak obiegowa opinia głosi – kretami we własnej drużynie. Pomimo doskonałego finiszu nie udało się już odrobić straty do Dyskobolii i z trzema punktami straty Raków zajął drugą pozycję w lidze – niepremiowaną awansem. W kolejnym sezonie następna reforma rozgrywek – tym razem drugoligowych – sprawiła, że aż osiem zespołów spadało na trzeci poziom rozgrywkowy. Raków na poważnie grał tylko jesienią, a i to z bardzo zmiennym szczęściem. Na wiosnę w klubie nie było już ani pieniędzy, ani perspektyw. Jeszcze jesienią po raz kolejny pozbyto się z klubu Dobosza. Kryzys w Hucie Częstochowa i brak jakiegokolwiek innego sponsora sprawiły, że wiosna 2000 roku była pasmem boiskowych klęsk. Na trybunach pozostali tylko fanatycy. Z klubu odchodzili kolejni zawodnicy, nie było widać żadnego działacza chętnego do zatrzymania tego procesu. Raków z hukiem spadł z II ligi.

Dwa dni przed inauguracją rozgrywek w III lidze gruchnęła wiadomość, że czerwono-niebiescy wycofują się z ligi. Ostatecznie pisma do PZPN nie wysłano i 24 godziny przed meczem pierwszej kolejki z Inkopaxem Wrocław poinformowano, że jednak Raków będzie grał. Pierwsze trzy mecze przyniosły nam pięć punktów, które mogły dawać nadzieję, że jednak nie będzie tak źle. Później jednak Raków w kolejnych 33 kolejkach zdobył zaledwie dwa punkty i z fatalnym bilansem bramkowym 16-139 spadł do czwartej ligi. Od 15 września 2000 r. barw klubu bronili już tylko juniorzy, bowiem starszym zawodnikom zarząd klubu wydał karty zawodnicze w zamian za anulowanie zaległości finansowych. Na trybunach ponownie pozostali tylko kibole. Trzeba było mieć dużo siły woli by oglądać regularne klęski boiskowe. Do dziś pamiętane są mecze na Szczakowiance Jaworzno (2-9), Zrywie Zielona Góra (0-8) czy Warcie Zawiercie (0-10). Porażki pięcioma, sześcioma golami uznawano za sukces. To właśnie wtedy toczyła się walka o przetrwanie klubu, ale to już szczegółowo w kolejnym odcinku naszej historii.

Na zdjęciu zachowana w kiepskiej jakości grafika klepsydry pogrzebowej rozklejanej przez garstkę najwierniejszych fanatyków, którzy pozostali wtedy na trybunach.

Dwadzieścia lat temu był na Limanowskiego zupełnie inny czas. Na 80-lecie klubu zarząd RKS Raków nie zrobił nic. Żadnych obchodów, ale co gorsza bez żadnej próby ratowania klubu pozwolono by drużyna z hukiem spadła z trzeciej do czwartej ligi. Piłkarze do przedostatniej kolejki rundy jesiennej sezonu 2001/02 zajmowali ostatnie miejsce w tabeli IV ligi i pewnie zmierzali w kierunku piątego poziomu rozgrywkowego. W styczniu 2002 roku działacze chcieli zlikwidować zadłużony RKS Raków. Przyszłość klubu rysowała się w czarnych barwach.
30 stycznia 2002 r. przyszliśmy kibolskim gronem w 20 osób na zebranie sprawozdawczo-wyborcze. Grabarzowi klubu, ówczesnemu prezesowi wręczyliśmy nagrodę za plebiscyt Życia Częstochowy na Kaszanę Roku 2001, ale najważniejsze że zablokowaliśmy pomysł głosowania likwidacji Rakowa. Cwaniaki z zarządu powołali już od zera nowe stowarzyszenie pod nazwą KS Racovia. Jednak gdyby w tym dniu zlikwidowano RKS Raków ze względów formalnych KS Racovia nie miał prawa przejąć tradycji klubu. W owym czasie czerwono-niebiescy mieli już chwile tryumfu za sobą. Był pobyt w ekstraklasie, a gdy przyszedł upadek to więcej było chętnych do dobicia Rakowa, niż do pomocy. Lokalni rywale ostrzyli sobie już zęby na bycie klubem nr 1 w regionie w miejsce Rakowa. Na L83 na meczach często było tylko 30-50 osób na trybunach.

Nikt poza kibolami wtedy Rakowem się nie interesował. Nikt. Tylko Marek Magiera miał jeszcze wolę i nakręcił kilku ludzi, którzy kilka miesięcy później w lipcu od zera powołali do życia Klub Sportowy Raków. I bez względu na to co ktoś mówił później, to właśnie wtedy uratowano Raków. Nigdy wcześniej, ani nigdy później nie było tak dramatycznej sytuacji, że czerwono-niebieska historia miasta mogła zniknąć jeśli nie na zawsze, to na długi czas. Gdy na przełomie lat 2009/10 znów nad Limanowskiego 83 zawisły czarne chmury, wokół barw klubu była już zbudowana solidna społeczność, która była siłą Rakowa. Pamiętacie Gwiazdkę 2009 w Hali Polonia i ilość Rakowiaków na trybunach? Na początku 2002 roku o czymś takim można było jedynie pomarzyć.

Możemy narzekać, że nie doczekaliśmy się stadionu z prawdziwego zdarzenia, że przy takiej pogodzie oglądanie meczu z tych trybun to nie lada wyzwanie, że te wszystkie obostrzenia są irytujące, ale dzisiaj jesteśmy zdobywcą Pucharu Polski, wicemistrzem Polski i zdobywcą Superpucharu Polski. Nie byłoby tego wszystkiego, gdybyśmy w styczniu 2002 roku nie krzyknęli „Nigdy!”. W tamtym okresie niewielu na trybunach zdało test wierności. Dzisiaj być Rakowiakiem jest o wiele łatwiej, więc nie szukajmy wymówek, tylko w niedzielę zapełniamy młyn. Niech się dzieje. Jesteśmy świadkami pięknej piłkarskiej historii Rakowa, ale lepiej to widzieć na żywo niż sprzed telewizora!

Na zdjęciu przedstawiciel kibiców wręczający prezesowi Pawlakowi kaszankę

“R” w herbie


Wiemy już, że w 1921 roku grupa rakowskiej młodzieży założyła Klub Sportowy Racovia. Jako swój emblemat przyjęła zieloną literę R na czarnej tarczy. To też już wiecie, ale czy macie świadomość, że Racovia była najprawdopodobniej pierwszym klubem w Polsce, który używał R-ki w herbie?

Zaskoczenie na pewno, bowiem najsłynniejszą R-ką jest ta z herbu o rok od nas starszego Ruchu Chorzów. Wszystko przez to, że Niebiescy są klubem utytułowanym, a przez to zdecydowanie bardziej rozpoznawalnym w kraju. Tyle, że przez długie lata Ruch w herbie używał kompozycji literniczej zawierającej połączenie inicjałów K-S-R. Zdaje się, że dopiero od 1960 roku Niebiescy używają w emblemacie samotnej R-ki.

Inną kwestią jest używanie litery R na strojach piłkarskich. Nie zachował się żaden ślad, by Racovia – albo później RKS Raków – używali na strojach R-ki. Tutaj już inne kluby były na pewno prekursorami. Przed wojną i Ruch, ale również i Resovia czy Rewera Stanisławów posiadali znak w formie litery R na swoich koszulkach.
Ogólnie w naszym rejonie było to normą, że znakiem klubu był inicjał – w okresie przedwojennym przecież taki emblemat miała KS Częstochówka („Cz” w herbie), KS Brygada („B” otoczone gałązkami oliwnymi) czy KS Stradom („S” na tarczy). Po wojnie do tego grona dołączyła ZWKOS Victoria z literą „V” w herbie.

Swoją drogą herb Racovii jest dowodem na stały związek od początków swego istnienia klubu z hutą. Na poniższym zdjęciu widać załogę Huty Częstochowa z okresu budowy zakładu. Krój czcionki, która była stosowana przez hutników czegoś nie przypomina?

Dwadzieścia lat temu był na Limanowskiego zupełnie inny czas. Na 80-lecie klubu zarząd RKS Raków nie zrobił nic. Żadnych obchodów, ale co gorsza bez żadnej próby ratowania klubu pozwolono by drużyna z hukiem spadła z trzeciej do czwartej ligi. Piłkarze do przedostatniej kolejki rundy jesiennej sezonu 2001/02 zajmowali ostatnie miejsce w tabeli IV ligi i pewnie zmierzali w kierunku piątego poziomu rozgrywkowego. W styczniu 2002 roku działacze chcieli zlikwidować zadłużony RKS Raków. Przyszłość klubu rysowała się w czarnych barwach.
30 stycznia 2002 r. przyszliśmy kibolskim gronem w 20 osób na zebranie sprawozdawczo-wyborcze. Grabarzowi klubu, ówczesnemu prezesowi wręczyliśmy nagrodę za plebiscyt Życia Częstochowy na Kaszanę Roku 2001, ale najważniejsze że zablokowaliśmy pomysł głosowania likwidacji Rakowa. Cwaniaki z zarządu powołali już od zera nowe stowarzyszenie pod nazwą KS Racovia. Jednak gdyby w tym dniu zlikwidowano RKS Raków ze względów formalnych KS Racovia nie miał prawa przejąć tradycji klubu. W owym czasie czerwono-niebiescy mieli już chwile tryumfu za sobą. Był pobyt w ekstraklasie, a gdy przyszedł upadek to więcej było chętnych do dobicia Rakowa, niż do pomocy. Lokalni rywale ostrzyli sobie już zęby na bycie klubem nr 1 w regionie w miejsce Rakowa. Na L83 na meczach często było tylko 30-50 osób na trybunach.

Nikt poza kibolami wtedy Rakowem się nie interesował. Nikt. Tylko Marek Magiera miał jeszcze wolę i nakręcił kilku ludzi, którzy kilka miesięcy później w lipcu od zera powołali do życia Klub Sportowy Raków. I bez względu na to co ktoś mówił później, to właśnie wtedy uratowano Raków. Nigdy wcześniej, ani nigdy później nie było tak dramatycznej sytuacji, że czerwono-niebieska historia miasta mogła zniknąć jeśli nie na zawsze, to na długi czas. Gdy na przełomie lat 2009/10 znów nad Limanowskiego 83 zawisły czarne chmury, wokół barw klubu była już zbudowana solidna społeczność, która była siłą Rakowa. Pamiętacie Gwiazdkę 2009 w Hali Polonia i ilość Rakowiaków na trybunach? Na początku 2002 roku o czymś takim można było jedynie pomarzyć.

Możemy narzekać, że nie doczekaliśmy się stadionu z prawdziwego zdarzenia, że przy takiej pogodzie oglądanie meczu z tych trybun to nie lada wyzwanie, że te wszystkie obostrzenia są irytujące, ale dzisiaj jesteśmy zdobywcą Pucharu Polski, wicemistrzem Polski i zdobywcą Superpucharu Polski. Nie byłoby tego wszystkiego, gdybyśmy w styczniu 2002 roku nie krzyknęli „Nigdy!”. W tamtym okresie niewielu na trybunach zdało test wierności. Dzisiaj być Rakowiakiem jest o wiele łatwiej, więc nie szukajmy wymówek, tylko w niedzielę zapełniamy młyn. Niech się dzieje. Jesteśmy świadkami pięknej piłkarskiej historii Rakowa, ale lepiej to widzieć na żywo niż sprzed telewizora!

Na zdjęciu przedstawiciel kibiców wręczający prezesowi Pawlakowi kaszankę

Kominy w herbie


W początkowej fazie istnienia RKS Raków nie posiadał nowego herbu. Możliwe, że dopiero po formalnym zarejestrowaniu zaprojektowano nowy emblemat, na pewno używano go jako symbol reaktywowanego klubu po wojnie. Ze względu na coraz silniejsze związki z Hutą jako znak klubu ustalono czerwone hutnicze kominy na tle błękitnego nieba, wpisane w tarczę herbową. To tłumaczyłoby dlaczego w 1927 roku zmieniono barwy klubu, niemniej pozostaje to jedynie w sferze domysłów, bowiem nie zachowały się żadne materiały źródłowe na ten temat.

W tym miejscu należałoby się rozprawić z kilkoma mitami. Pierwszy z brzegu dotyczy „czerwonego Rakowa”. Nic takiego nie miało miejsca, ani dosłownie, ani w przenośni. Określenie pojawiło się jako opis wyglądu dzielnicy, ale to nigdy nie była prawda. Zaledwie jakaś część budynków robotniczego osiedla była zbudowana z czerwonej cegły – w użyciu przy budowie był też przecież kamień wapienny. Podobnie w przenośni nie można mówić o „czerwonym Rakowie”. Owszem, dość silnie działał tutaj oddział PPS-u, ale nie zdominował on życia rakowian. Obok siebie funkcjonowały w swoistej symbiozie równie sprawnie także koła różańcowe, harcerstwo, koła teatralne, a nawet zalążki ruchu narodowego. W dodatku w pewnym momencie przecież najprężniej działało na Rakowie Towarzystwo Gimnastyczne Sokół – w teorii apolityczna organizacja, ale najbliższa ideałom narodowym. I trzeba też pamiętać, że wówczas walka polityczna w Polsce często toczyła się dość brutalnie na ulicach. Nie ominęło to i Częstochowy, ale świadkiem takiej formy walki ideologicznej było głównie centrum miasta.

I tutaj trzeba obalić kolejny mit o silnych antogonizmach politycznych na poziomie sportowym. Po II Wojnie Światowej uknuto propagandową opowieść, że rywalizację na polu Raków-Sparta należy wpisać w czerwoną walkę klas. I tak nagle Raków jako klub robotniczy wspierany przez PPS miał być przeciwwagą dla Sparty, której dorobiono nie tyle inteligencką, co wręcz endecką łatkę, co jest nadużyciem. Owszem Raków miał silne oparcie w komórce PPS-u, do której należał spory odsetek członków klubu, a Sparta w środowisku inteligenckim, ale nie tworzyło to żadnej walki klasowej. Wystarczy powiedzieć, że dość płynnie między oboma klubami krążyli działacze, jak i zawodnicy (najlepszy przykład – Jan Łoboda, pierwszy prezes Racovii, który zasiadał w zarządach obu klubów). Rywalizacja, często zacięta, była tylko na boisku. Zresztą w czasie okupacji członkowie obu zespołów tworzyli jedną tajną drużynę, a po wojnie wspólnymi siłami reaktywowali oficjalne piłkarstwo w Rakowie.

Tutaj też potrzebna jest mała uwaga. Gdy w Polsce Ludowej kluby łączyły się tworząc nowy twór często w zwyczaju było przywłaszczanie starszej daty jako roku powstania (np. Radomiak odwołuje się do roku 1910, w którym powstał wchłonięty przez niego RKS Radom, a nie on sam). Raków jednak od zawsze odwołuje się do daty powołania do życia Racovii, choć pewnie na siłę mógłby wpisać 1920 rok, kiedy powstała Sparta. A idąc śladem innych polskich klubów można by i 1914. Zdziwieni? W latach 1914-20 istniała przy Hucie drużyna TS Jedność Raków. Na jej miejsce – by kontynuować rozwój sportu w Rakowie – powołano Spartę.

Na zdjęciu przedstawiciel kibiców wręczający prezesowi Pawlakowi kaszankę

Stadion dla Rakowa


Jeśli komuś wydaje się, że obecna kwestia ze stadionem jest jakimś odosobnionym kuriozum w stuletniej historii klubu to będzie musiał szybko zmienić zdanie. Wystarczy lektura poniższego tekstu. Pisaliśmy już, że w początkach istnienia Racovii grano jedynie na różnych pustych placach, najczęściej na łąkach za hałdami hutniczymi. Pierwsze boisko powstało natomiast na drewnianym cyklodromie, który umiejscowiony był jako przedłużenie do dzisiaj istniejącego parku (między dzisiejszymi ulicami Limanowskiego, a Syrokomli). W tym czasie w Częstochowie istniało jedno boisko miejskie usytuowane na Zawodziu, ale bynajmniej nie w miejscu obecnego stadionu. Ten przedwojenny stadion mieścił się mniej więcej tam, gdzie dzisiaj stoi Rynek Narutowicza.

Za boisko miejskie odpowiadał Komitet Stadionowy, który ustalał kto może na nim trenować, a kto może jedynie rozgrywać tam mecze. Zarówno Racovia, jak i Sparta Raków, składały wnioski o możliwość przeprowadzania treningów, ale były one odrzucane z argumentem, że obie drużyny do treningów mają swój obiekt w Rakowie (wspomniane boisko na starym cyklodromie), natomiast na udostępnienie na mecze nie było problemów. Środowisko w Częstochowie widziało jednak potrzebę wybudowania nowego obiektu, i w ten sposób powstał stadion na Pułaskiego (który ochoczo budowali m.in. narodowcy). Po wojnie ten obiekt został przez komunistów przekazany Skrze w dożywotnią dzierżawę. Tutaj zdecydowały przedwojenne ideologiczne zasługi klubu. Zresztą to temat na osobną dyskusję, ale przypominamy tylko, że w momencie zliberalizowania po wojnie przepisów o przynależności do zrzeszeń sportowych, tylko Skra uzyskała prawo posługiwania się podwójną nazwą. Już w marcu 1955 r. byli więc Spartą-Skrą, gdy pozostałe drużyny dopiero na przełomie lat 1956/57 mogły powrócić do historycznych nazw, już po zarzuceniu sowieckiego pomysłu na sport.

Po wojnie Raków nadal trenował na terenie po dawnym cyklodromie, z którego niewiele już zostało. Boisko jednak nie zostało zatwierdzone do meczów ligowych, więc czerwono-niebiescy – tak jak pozostałe kluby bez własnych obiektów – w roli gospodarza grali zamiennie na jedynych dostępnych w 1945 roku stadionach, a takie były w Częstochowie zaledwie trzy – oprócz stadionu podarowanego Skrze, było jeszcze boisko w III Alei (przez chwilę należące do Częstochówki), oraz obiekt na Stradomiu. Na początku roku 1948 wraz z rozbudową dzielnicy boisko treningowe Rakowa zostało zabrane przez Hutę pod nowe robotnicze budynki mieszkalne. W zamian klub miał dostać nowe boisko w ciągu pół roku. Nic z tego. Czas mijał, a obiektu nie było. Siedziba RKS-u w tym czasie mieściła się w Domu Kultury, a zawodnicy Rakowa nowe żwirowe boisko przygotowali sobie sami w miejscu, gdzie później powstał stadion (w tym miejscu następnie przez lata stały korty tenisowe). Obecny teren, gdzie mieści się stadion przejęty został dopiero na przełomie 1949/50. W tym samym czasie całe miasto budowało obiekt miejski na Olsztyńskiej, który ukończono dopiero kilka lat później, i mimo że założenia były inne, to został przekazany Włókniarzowi.
Od 1 maja 1951 r. (data oczywiście nieprzypadkowa) Raków w końcu miał swój dom. Własnymi siłami zbudowano obiekt na Kucelinie, który przez cztery lata służył jako miejsce rozgrywania spotkań w roli gospodarza, a później przez lata był boiskiem treningowym. W Polsce Ludowej nie tylko 1 maja był ważną datą, dlatego też kolejne dwa otwarcia mieliśmy pod datą 22 lipca. I tak w 1955 roku oddano do użytku przy świeżo przemianowanej na Obraniaka ulicy „najnowocześniejszy obiekt w Częstochowie”. Owoc pracy hutników i osób związanych wówczas z klubem, ale do przecinania wstęgi władz miejskich i partyjnych nie zabrakło. Powstała znana przez następne siedem dekad trybuna zachodnia, boisko piłkarskie, które okalała bieżnia i inne udogodnienia dla lekkoatletów (np. skocznia w dal). Tymczasowe szatnie powstały za bramkami. Równy rok później oddano budynek klubowy z halą, pozostałe trybuny oraz boiska do koszykówki, siatkówki i korty tenisowe. Oczywiście po raz kolejny z pompą otwierane ???? I tak ten stadion, z lekkimi modyfikacjami, trwał aż do ubiegłego roku, gdy go zdemontowano.

W styczniu 2014 r. na hucznym spotkaniu władze klubu założyły plan by w roku stulecia osiągnąć najlepszy wynik w historii Rakowa. Tutaj moglibyśmy z dedykacją wkleić wycinki z prasy z 1967 roku mówiące o udziale w finale Pucharu Polski, czy z 1996 roku, gdy czerwono-niebiescy zajęli ósme miejsce w ekstraklasie, ale to przecież oczywistości. Każdy to wie, więc można było przewidzieć gdzie w 2021 roku RKS będzie grał, ale nie przeszkadzało to komuś ostatnio robić z siebie kretyna w TV wspominając, że kilka lat temu nikt nie mógł przewidzieć, że Raków tak szybko awansuje i trzeba będzie modernizować Skansen. Nic nowego, w Częstochowie zawsze mieliśmy pod górkę, i tylko tyle było nasze co sami zbudowaliśmy i wywalczyliśmy.