
Kosztowna wpadka z mistrzem…[RELACJA]
2025-05-12
Raków wicemistrzem Polski [RELACJA]
2025-05-25Raków zremisował w Kielcach z Koroną 1:1 i zmniejszył swoje szanse na sięgnięcie po tytuł mistrzowski.
Dwa lata i dziesięć dni wstecz Raków Częstochowa przed wyjazdowym meczem z Koroną Kielce stał przed szansą zamknięcia tematu mistrzostwa Polski, jednak po jednobramkowej porażce ze Scyzorami po pamiętnym pudle Frana Tudora w ostatniej akcji spotkania, sprawa tytułu rozstrzygnęła się dopiero dwie godziny później, kiedy Legia Warszawa uległa Pogoni w Szczecinie. Tym razem stawką dla czerwono-niebieskich było danie sobie nadziei na odzyskanie inicjatywy w wyścigu o złoto, którą tydzień wcześniej przejął Lech Poznań, mierzący się jutro z GKS-em Katowice.
Trener Marek Papszun zaskoczył wyborami w wyjściowej jedenastce. Sobotni pojedynek na ławce rezerwowych rozpoczęli Jean Carlos Silva oraz Ivi Lopez, a na pozycji numer dziesięć wybiegł Patryk Makuch. Jacek Zieliński, opiekun mocno osłabionej kadrowo drużyny gospodarzy zdecydował się postawić na Miłosza Strzebońskiego w środku pola, kosztem wykartkowanego Nono, a na pozycji stopera ostatni mecz w swojej karierze rozegrał Piotr Malarczyk, któremu kielecka publiczność podziękowała za wkład w jej osiągnięcia w piątej minucie starcia. Warto wspomnieć, że ekipa ze stolicy województwa świętokrzyskiego była w trakcie serii trzech domowych zwycięstw z rzędu.
Skrzydła Koroniarzy bronią na ospałe Medaliki
A doskonałą dyspozycję potwierdził kto? Nikt inny, jak były zawodnik częstochowian i wierny żołnierz samego Marka Papszuna, czyli Wiktor Długosz, który w poprzedniej kolejce w klasowym stylu ustrzelił dublet w Gdańsku z Lechią, a teraz po akcji wyprowadzonej z okolic linii środkowej, gdzie przechytrzył i wyprzedził Adriano Amorima, wtargnął w pole karne przyjezdnych i strzałem po ziemi pokonał Kacpra Trelowskiego. Czy to mogło być zaskakujące wydarzenie z przebiegu pierwszych minut?
Absolutnie nie. Już na początku złocisto-krwiści wysyłali sygnały do ataku i pokazywali głód trzech punktów. Co nie udało się Mariuszowi Fornalczykowi, największej gwieździe swojej ekipy chwilę wcześniej, udało się jemu koledze z drugiego skrzydła. A Scyzory potwierdziły swoją moc w bocznych sektorach, w których w ciągu tego sezonu imponująco zbudowała dwóch młodych nienasyconych wilków, które wraz z Dawidem Błanikiem dalej kąsały wicelidera rozgrywek.
Prezent od Scyzorów zmienił oblicze
Czas upływał, a jeśli Raków dochodził do głosu, to zawodziła decyzyjność lub dokładność w kluczowym momencie ataków. Mimo indywidualnych przebłysków, brakowało ruchu do piłki, zaangażowania i zrozumienia w próbach sforsowania kieleckiej defensywy. Wielokrotnie wyrównać stan meczu próbował Jesus Diaz i kiedy wydawało się, że w doliczonym czasie gry pierwszej połowy wreszcie mu się to uda, fatalnie przestrzelił po przytomnym zagraniu Vladyslava Kochergina z rzutu wolnego.
Start drugiej części meczu nie zwiastował rychłej zmiany optyki potyczki na Exbud Arenie, lecz nagle bohaterem został ten często wyszydzany w trakcie sezonu Amorim, który w ostatniej fazie rozgrywek jest jednym z ważniejszych ogniw Medalików, czym dowodzi, że ogromny kredyt zaufania, którym został obdarzony przez trenera, nie był na marne. Brazylijczyk napędzający akcję Rakowa zwiódł Strzebońskiego, i po jego spóźnionej interwencji wywalczył rzut karny. Ten pewnie wykorzystał Brunes.
Budujący niuans. Końcowo – kolejny kij w szprychy
Bramka wyrównująca dodała czerwono-niebieskim skrzydeł, energii i świeżości w swoje żmudne do tego czasu poczynania. Jeszcze więcej jakości mieli wnieść Jean Carlos i Leonardo Rocha, a potem Ivi Lopez ze Srdjanem Plavsiciem. Koroniarze szukali okazji głównie przez stałe fragmenty gry. Po jednym z nich doszło do stykowej sytuacji, w której Brunes musiał się ratować przed kosztowną nakładką. Piłkarze i kibice z Kielc domagali się jedenastki, ale sędziowie VAR odwiedli głównego arbitra od tego pomysłu. Sama kontrowersja będzie zapewne szeroko komentowana przez piłkarską społeczność w najbliższych dniach.
W końcówce meczu Korona ofiarnie broniła remisowego rezultatu, a Raków wszystkimi siłami chciał wyprowadzić decydujący cios. Mimo serii dośrodkowań, nic się nie zmieniło. Kielczanie wzorem Jagiellonii Białystok utrudnili Medalikom drogę do odzyskania tytułu mistrza Polski. Raków z poczuciem obowiązku spełnienia planu maksimum, spełnił jedynie plan minimum, który gwarantuje ciekawą multiligę i w jakimkolwiek stopniu pozwala uwierzyć w cud, jakim byłby scenariusz zdobycia trzech punktów w dwóch meczach Lecha Poznań i zwycięstwo czerwono-niebieskich nad Widzewem Łódź. Częstochowianie zostali liderem, którego utrzymanie po tej kolejce dawałaby tylko porażka Kolejorza przy Nowej Bukowej.
Autor: K.Bednarski