Czerwono-Niebieski Mikołaj
2022-12-04Warta – Raków
2023-01-07Jak wyglądały Twoje piłkarskie początki?
Pierwsze treningi były na Rakowie ale wyglądało to zupełnie inaczej niż teraz. Jedna grupa liczyła jakieś 30-40 osób i miała sporą rozbieżność wiekową, nie było podziałów na roczniki. Trenowałem z chłopakami nawet pięć lat starszymi natomiast szczegółów nie pamiętam ponieważ miałem wtedy 6 lat :).Później trafiłem do SP 49 pod skrzydła trenera Roberta Olbińskiego i właśnie tam przy szkole powstał klub Olimpijczyk Częstochowa.Trenowaliśmy wtedy jeszcze na boisku piasczystym, nie było mowy o trawie.Czasami przyjeżdżał do nas w odwiedziny Jacek Magiera, który grał wtedy w Ekstraklasie a więc jego obecność była dla nas dodatkową motywacją.
Pamiętasz pierwszy mecz, pierwszy turniej w Olimpijczyku w którym miałeś okazję wystąpić?
Pierwszy mecz to była dla nas swojego rodzaju próba charakterów ponieważ zagraliśmy ze starszymi kolegami i bardzo wysoko to spotkanie przegraliśmy. Pojawiały się wtedy w naszych głowach takie myśli, czy warto w ogóle w tą piłkę grać. Na szczęście trener szybko wytłumaczył nam, że wynik tej rozgrywki w głównej mierze zależny był od różnicy wiekowej i szybko podnieśliśmy znów głowy do góry.
Kiedy i w jakich okolicznościach trafiłeś do Rakowa?
Pod koniec gimnazjum część treningów Olimpijczyka odbywała się już na Limanowskiego. Po ukończeniu szkoły utworzyła się grupa juniorów Rakowa którą prowadził oczywiście trener Olbiński.
Byli wśród Twoich kolegów z drużyny tacy, którym już wtedy wróżono wielką karierę?
Zdecydowanie największe papiery na wielką piłkę miał Miłosz Bielecki. Zawsze wyróżniał się wśród nas. Już jako 15-latek grał w 4 lidze, strzelał karnego w słynnym barażu z Koszarawą Żywiec, my oglądaliśmy to wtedy z trybun. Później już trochę wyhamował, brakło trochę szczęścia.
Trener Andrzej Samodurow powiedział mi kiedyś, że u chłopaków w młodym wieku oprócz umiejętności i dyscypliny bardzo ważna jest i była cierpliwość. Zgodzisz się z tą opinią?
Jasne, że tak. Sam pamiętam moment, że w wieku 17 lat gdy graliśmy w drugiej drużynie Rakowa w b-klasie sporo chłopaków zdecydowało się na odejście do klubów z okolic Częstochowy. U mnie na szczęście ta cierpliwość była większa i z czasem udało mi się dostać do pierwszej drużyny.
Jak porównasz ówczesne metody treningowe z tymi, które obecnie występują w Akademii?
Przede wszystkim teraz nie trenuje się już na sali. My od najmłodszych lat mieliśmy bardzo dużo zajęć w zamkniętych obiektach. Według mnie w tamtych czasach było to bardzo pomocne w osiągnięciu oczekiwanych rezultatów na boisku. Jeżeli chodzi o ćwiczenia to tak naprawdę są bardzo do siebie podobne, właściwie główna różnica to umiejscowienie tego na boisku.
Juniorskie drużyny trenera Olbińskiego zawsze siały postrach wśród innych zespołów podczas różnych turniejów. Które zawody Tobie szczególnie utkwiły w pamięci
Na pewno warto wyróżnić turniej w Lons Le-Saunier, gdzie udało nam się pokonać szkółkę Barcelony, to było niesamowite przeżycie. We Francji byliśmy trzykrotnie i każdy z tych wyjazdów wspominam bardzo dobrze.
Czy udało Ci się dotrzeć do notatek, w których można by znaleźć ówczesny skład Barcy?
Niestety nie udało mi się nigdy tego dowiedzieć. Co prawda mam do dziś gazetę, w której jest artykuł o naszym występie na tym turnieju ale nie ma tam wyszczególnionych nazwisk zawodników. Właściwie oprócz notatki w Życiu Częstochowy żadne inne media nie wspominały o tej imprezie.
Kiedy nastąpiło Twoje przejście do seniorskiej drużyny czerwono-niebieskich?
To było w 2005 roku, kiedy pierwszą drużynę przejął trener Olbiński. Ja występowałem wtedy w ekipie juniorów starszych. Już wcześniej Bartek Gliński, Adrian Pluta, Kamil Sobala czy wcześniej wspomniany Miłosz Bielecki zostali włączeni do seniorskiej kadry a potem przyszedł też czas na mnie.
Jak wspominasz Wasze mecze w b-klasie? Najczęściej odsyłaliście rywali z dwucyfrowym bagażem bramek.
Oj tak, wyniki były wtedy bardzo wysokie. Pamiętam taki mecz, w którym Mateusz Zachara strzelił 10 goli. Nie było wtedy rywala, który byłby w stanie nam się przeciwstawić. Każdy z nas wiedział, że ma szansę zagrać w pierwszej drużynie stąd motywacja była na odpowiednim poziomie.
Kiedy zadebiutowałeś w pierwszej drużynie?
22 kwietnia 2006 roku w meczu z Pogonią Świebodzin. Wszedłem na kilka ostatnich minut. Ten mecz był dla mnie szczególny nie tylko z powodu debiutu. Było to jedyne spotkanie, w którym zagrałem razem z Jackiem Magierą i lubimy sobie to czasem wspominać podczas spotkań.
Pseudonim, z którego najbardziej jesteś znany to „Kaka”. Opowiedz proszę, kto tak Cię nazwał po raz pierwszy.
Był to moment, kiedy wchodziłem do pierwszej drużyny Rakowa i udzieliłem wywiadu, w którym powiedziałem, że moim idolem jest Ricardo Kaka. Na drugi dzień nie obyło się bez szyderki w szatni a już podczas treningu Mariusz Przybylski nazwał mnie częstochowskim „Kaką” i tak zostało po dziś dzień.
Kto ze starszych kolegów w szatni był dla Ciebie wzorem do naśladowania czy piłkarzem od którego mogłeś się czegoś nauczyć?
Na pewno jeżeli chodzi o umiejętności piłkarskie to dużo nauczyłem się od Piotrka Bańskiego i Grzesia Skwary. Mariusz Przybylski, Maksymilian Rogalski czy Piotrek Malinowski to koledzy, z którymi miałem okazję trochę pograć i podnosić przy nich swój poziom.
Z Rakowa zostałeś wypożyczony do Piasta Gliwice. Tam jednak nie zostałeś długo i dosyć szybko wróciłeś do domu.
To prawda, udało się zagrać tylko raz w meczu z Lechią Gdańsk. Cena, którą klub z Limanowskiego za mnie przedstawił była jednak zaporowa dla Piasta stąd też po kilku miesiącach ponownie byłem zawodnikiem Rakowa.
Nie było żalu, że nie chciano pozwolić Ci opuścić klubu za trochę mniejsze pieniądze?
Nie, żal miałem bardziej do siebie ponieważ wśród wielu ofert, które wtedy miałem po czasie stwierdziłem, że zdecydowanie wybrałem tą nie do końca odpowiednią. Człowiek jednak uczy się na błędach.
Po powrocie doznałeś bardzo ciężkiej kontuzji.
Zgadza się, zerwałem więzadła krzyżowe i przez pół roku nie mogłem grać w piłkę. Miałem wtedy ogromne wsparcie w osobie trenera Brzęczka, który pomógł mi w miarę szybko doprowadzić do potrzebnego zabiegu. Był to kolejny ciężki czas w klubie, walczyliśmy o przetrwanie właściwie każdego następnego dnia czy tygodnia.
Kiedy już na dobre wróciłeś do gry zgłosiła się po Ciebie Korona Kielce. Czy i tym razem zainteresowanie Twoją osobą było tak duże?
Zdecydowanie mniejsze, niż to miało miejsce przed kontuzją natomiast było kilka propozycji.Wybrałem właśnie Koronę a duży wpływ na to miała osoba trenera Ojrzyńskiego, z którym miałem okazję pracować przy Limanowskiego. Nie był wtedy jeszcze tak znanym szkoleniowcem a jego pierwszym transferem byłem właśnie ja – chłopak z drugiej ligi. Miałem dużo do udowodnienia, chciałem pokazać, że był to właściwy wybór.
Miałeś w Ekstraklasie wiele dobrych momentów. Które chwile szczególnie utkwiły Ci w pamięci?
Na pewno najbardziej cieszyły bramki, szczególnie te strzelone Legii. Pamiętam komentarz telewizyjny z opinią, że duet Lenartowski-Jovanović może być najlepszą parą środkowych pomocników w Polsce. To było niesamowite uczucie usłyszeć takie słowa na swój temat.
Czy uważasz, że w Kielcach osiągnąłeś swoje maksimum piłkarskie? Były jakieś zapytania z jeszcze lepszych klubów?
W pewnym momencie pojawiła się oferta z Ekstraklasy rumuńskiej z klubu Universitatea Craiova. Pojawiły się też wątpliwości, czy powinienem wyjeżdżać za granicę. Ostatecznie nie zdecydowałem się na wyjazd, czego po czasie ogromnie żałowałem. Kto wie, co byłoby gdybym spróbował tam swoich sił, byłem przecież w znakomitej formie.
Później był epizod w Podbeskidziu, następnie występy w Ruchu Chorzów. W międzyczasie, w 2015 roku miałeś możliwość wrócić do Rakowa. Dlaczego się to nie udało?
Fakt, pojawił się taki temat. Trenerem był Radosław Mroczkowski który znał mnie z młodzieżowych reprezentacji. Podbeskidzie jednak nie chciało mnie oddać w przerwie zimowej a już po sezonie zgłosił się po mnie Ruch Chorzów. Z racji tego, że chciałem jeszcze próbować swoich sił w Ekstraklasie wybrałem właśnie zespół Niebieskich.
Zapewne gdybyś wiedział, jaki progres nastąpi przy Limanowskiego zastanowiłbyś się dwa razy.
Oczywiście, pojawiają się takie myśli gdy analizuje sobie pewne sytuacje. Nie jest jednak powiedziane, że moje umiejętności i forma pozwalałyby ciągle występować w Rakowie. Jestem natomiast bardzo ciekaw jak przebiegałaby moja współpraca z trenerem Papszunem. Jeszcze nie tak dawno zostałem razem z Przemkiem Oziębałą włączony do szerokiej kadry pierwszej drużyny.
Pojawiła się wtedy jeszcze taka myśl, że jest szansa pozostać na dłużej w drużynie?
Co prawda zdawaliśmy sobie sprawę, że będzie to trwało trzy, góra cztery miesiące ale pojawił się oczywiście jakiś promyk nadziei. Był wtedy na rynku problem z transferami ponieważ zaczął się okres pandemi, sztab chciał powiększyć kadrę i mieliśmy to szczęście, że akurat nas wybrano z zespołu rezerw. Pomyśleliśmy z Przemkiem – a może uda się pokazać na tyle dobrze, żeby przekonać do siebie trenera? 🙂 Jak wiadomo nie udało się, ale można powiedzieć, że moje marzenie o zakończeniu ekstraklasowej kariery w Rakowie po części się spełniło za co chciałem podziękować trenerowi Papszunowi. Debiutu w oficjalnym meczu nie było ale sam fakt, że mogłem dzielić szatnie z tak znakomitymi piłkarzami był czymś niesamowitym.
Jesteś w stanie wymienić najlepszych zawodników, z którymi miałeś okazję grać ?
Jeśli mówimy o tych, przeciwko którym grałem to na pewno Melikson, Stilić, Ljuboja czy Radović byli piłkarzami zdecydowanie wyróżniającymi się, oczywiście będący na poziomie wyższym niż ekstraklasowy. Wśród tych, z którymi byłem w jednej drużynie to pierwszy na myśl przychodzi mi Michał Janota. Nie da się opisać czy opowiedzieć tego, co wyprawiał na treningach, ręce same składały się do oklasków. Następny piłkarz to Paweł Golański.W samym Rakowie, podczas tego mojego pobytu w pierwszej drużynie ogromne wrażenie zrobił na mnie Fran Tudor, niesamowity gość. Sięgając pamięcią trochę dalej pojawiają się nazwiska, które przewijały się już podczas naszej rozmowy – Piotrek Malinowski, Mariusz Przybylski, Maks Rogalski, Mateusz Zachara czy Maciek Gajos. Wszyscy zagrali w Ekstraklasie na co jak najbardziej zasłużyli i zapracowali.
Po wędrówce po jeszcze kilku klubach w 2 i 3 lidze nastąpił ostateczny powrót do Częstochowy.
Dużą rolę odegrała tutaj osoba ówczesnego dyrektora Akademii – Marka Śledzia. Byłem wówczas zawodnikiem Siarki Tarnobrzeg ale z racji tego, że nie do końca byłem zadowolony z mojej sytuacji w klubie bez większego namysłu zdecydowałem się na przyjazd na Limanowskiego. Oczywiście wcześniej rozwiązałem umowę za porozumieniem stron z klubem z podkarpacia. Tutaj na początku usłyszałem, że cel w obecnym sezonie jest tylko jeden – awans. Dodatkowo miałem możliwość rozpocząć edukację trenerską.
Kiedy podjąłeś decyzję, że chciałbyś w przyszłości zająć się trenowanie młodych adeptów futbolu?
Pamiętam, że już w czasach występów w Koronie taką inspiracją był dla mnie Pavol Stano. Swoimi podpowiedziami, tłumaczeniem gry spowodował, że załapałem takiego bakcyla i już wtedy zacząłem myśleć o tym, że po zakończeniu piłkarskiej kariery fajnie byłoby szkolić piłkarzy.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję i pozdrawiam.