"Inka" – Cześć i chwała Bohaterom!
2015-08-27Czerwono-niebiescy ograni w Puławach!
2015-08-30Po meczu w Poznaniu przyszedł czas na mecz rewanżowy w Fehervarze. W związku z tym, że jednak tydzień wcześniej pojawiliśmy na trybunach przy ulicy Bułgarskiej, ciśnienie nieco spadło i już nie było, aż tak wielu chętnych na tą eskapadę jak to miało miejsce zaraz po losowaniu. Bo przecież informacje były takie że prawdopodobnie z tego dwumeczu będziemy mieli możność uczestniczyć tylko na meczu u naszych węgierskich braci. Wyjazd by nie był wyjazdem gdyby nie problemy techniczne z samochodami. Tym razem jeszcze przed wyjazdem z Częstochowy defektuje jeden z busów, wobec czego wyjeżdżamy ze stratą dwu i pół godzinną, gdyż trzeba było załatwić na szybko jakiś zastępczy wózek z innej wypożyczalni. Ruszamy w 2 busy i 5 osobówek (46 osób), jeszcze przed granicą mieliśmy wątpliwości czy jechać w ogóle w stronę Węgier, bowiem do meczu było co raz mniej czasu, a do przejechania jeszcze dość spory kawał drogi. Zapada decyzja że jedziemy i może chociaż załapiemy się na końcówkę meczu.
Co niektórzy optymiści liczyli jeszcze na dogrywkę, ale to już raczej w formie żartu. Ostatecznie pod stadion dojeżdżamy w 80 minucie, sprawne wejście i ostatnie kilka minut już stoimy w młynie Vidi ze wspólnym dopingiem. Dogrywki oczywiście nie było :). Na stadionie koło 3000 osób, w młynie Vidi może ok.300. Ale już przed meczem nam mówili że może być bardzo kiepsko jeśli chodzi o frekwencję, mają jakieś niedomówienia z właścicielem klubu, jak wiemy odszedł trener, kilku zawodników, a kibice nie mogą się z nim dogadać, co wyraźnie przekłada się na to co dzieję się na trybunach i na boisku. Po meczu uderzamy do pobliskiej knajpy na wspólne piwkowanie. Wyjeżdżamy na dwie tury, jedni nieco szybciej, drudzy mieli ochotę jeszcze orzeźwić się w Balatonie i tak też czynią, melanżując tam jeszcze trochę z naszymi przyjaciółmi. W drodze powrotnej w naszym aucie urywa się tłumik, na szczęście nie wracaliśmy sami, z każdego auta pożyczona została linka holownicza i z tak przymocowanym wydechem dojeżdżamy do Częstochowy, zmęczeni, ale zadowoleni. Hajra Vidi! Ave Racovia!